poniedziałek, 16 lipca 2018

Keep smile

fandom: Shingeki no Kyojin





Okeeeej... Tym razem coś innego, ale tak to jest, jak przed 3 sezonem człowiek postanawia nadrobić wreszcie sezon 2 + obejrzeć wszystkie odcinki od początku :)
Małe ostrzeżenie - wiem, że zdania na temat Rivetry są podzielone, bo ludzie albo ich kochają, albo nienawidzą, dlatego w razie czego (czytaj: opcja druga) polecam jednak nie czytać.
Generalnie dedykuję to wszystko tej tu osobie, ponieważ to ona w ogóle sprawiła, że polubiłam Petrę :) Poza tym pomogła mi dobrać muzykę, także jak lubicie słuchać czegoś podczas czytania, to klik.
No, to chyba tyle, następnym razem postaram się nie smęcić, jak coś. <3 





• ○ • ○ •


Stado ptaków przecięło niebo, zabarwione na pomarańczowo od zachodzącego słońca. Ludzie zebrani wzdłuż drogi prowadzącej do bramy rozmawiali ze sobą półgłosem.  W miarę jak ulica zapełniała się powracającymi z misji żołnierzami, szepty zmieniały się w rozmowy, a rozmowy w podniesione głosy.
- Nie uważasz, że jest ich mniej niż rano?
- Szkoda gadać… O wiele mniej.
- Kolejna katastrofa.
Pozostała przy życiu grupa zwiadowców w ciszy maszerowała w głąb miasta. Na ich twarzach widać było zmęczenie i ból – nie wiadomo czy spowodowany odniesionymi obrażeniami czy może raczej świadomością, że nie wszyscy mieli tyle szczęścia, by powrócić do domu.
- Dopiero co wyruszyli zadowoleni rano, a już wracają z powrotem? Po co w ogóle opuszczali mury?
- Któż to może wiedzieć… Ale sądząc po ich ponurych minach, zapewne nic nie osiągnęli, marnując jeszcze więcej naszych podatków.
Słowa padające z ust przyglądających się im mieszkańców raniły jeszcze bardziej, o ile to w ogóle było możliwe. Ich nienawistne i pogardliwe spojrzenia sprawiały, że większość ocalałych wolała spuścić głowę, zacisnąć usta i wbić wzrok w czubki swoich butów. Tylko nieliczni szli z podniesioną głową, patrząc daleko przed siebie.
- Szanowny kapralu Levi! – zawołał jeden z mężczyzn, zrównując się z nim krokiem. – Moja córka jest w pańskim oddziale. Jestem ojcem Petry. Chciałem z panem zamienić słówko, zanim się z nią zobaczę…
Levi Ackerman szedł w równym tempie, prowadząc swojego wierzchowca. Wzrok utkwiony miał w odległym punkcie przed sobą. Wolną dłoń machinalnie zacisnął w pięść. Pozornie niezainteresowany, słuchał jednak uważnie.
- Przysłała mi list – kontynuował mężczyzna, zupełnie niezrażony brakiem jakiejkolwiek reakcji ze strony kapitana. – Wspomniała, że docenił pan jej umiejętności i pozwolił wstąpić do swojego oddziału…
Głos mężczyzny brzmiał coraz ciszej. Zdawać by się mogło, że w ogóle dochodzi gdzieś zza ściany. Po chwili Levi zgubił się w tym, co mówił pan Ral, którego słowa nagle zaczęły zlewać się w jedno. Mimowolnie zatopił się we własnych myślach.

Wszedł do pomieszczenia, które rzekomo miał wysprzątać Eren Jaeger. Krytycznym wzrokiem omiótł wszystko – od podłogi, przez meble i okna, aż do sufitu. Zacmokał z dezaprobatą i wyszedł z pomieszczenia. Nie omieszkał przy tym trzasnąć drzwiami, a cichy zgrzyt metalu uświadomił mu, że żyrandol nie był przymocowany tak dobrze jak powinien. Zszedł na dół, by przywołać nowego członka oddziału do porządku. Dosłownie i w przenośni.
- …jest niski, drażliwy, brutalny i nieprzystępny.
Zmarszczył czoło, słysząc żeński, lekko rozbawiony głos. Petra? Zwolnił kroku. Nie zamierzał podsłuchiwać, tylko dać im odrobinę więcej czasu na pogawędkę.
- Nie to mnie zaskoczyło – odpowiedział jej, jak można było wywnioskować po głosie, Eren. – Po prostu jestem zdziwiony, że tak bardzo słucha poleceń wydawanych przez przełożonych.
- Czyli uważałeś, że skoro jest tak potężny i wpływowy, to nie pozwoli, by hamowały go formalności?
Levi prychnął cicho pod nosem. Hamowały? Od kiedy wykonywanie swoich obowiązków jak należy to hamowanie się? Wszędzie musi być porządek.
- Tak. Spodziewałem się, że nikogo nie będzie słuchał.
Bzdura.
- Nie znam szczegółów, ale całkiem możliwe, że w przeszłości przypominał osobę z twojego opisu – ciągnęła Petra, nieświadoma obecności swojego przełożonego tuż za ścianą. – Przed dołączeniem do zwiadowców był sławnym przestępcą, działającym w podziemnym półświatku stolicy.
Levi przystanął w miejscu. Od sali dzieliło go już tylko kilka stopni. Wpatrzył się w cień, który rzucała Petra na kamienną posadzkę w korytarzu. Skąd tyle o nim wiedziała? Albo raczej – co jeszcze wiedziała? Nie, to nie to. To żadna tajemnica. Więc co takiego
- Dlaczego ktoś taki dołączył do zwiadowców? – spytał skonsternowany Eren.
- A bo ja wiem? Nie jestem pewna, co się wtedy wydarzyło, ale słyszałam, że dowódca Erwin zaciągnął go do zwiadowców.
- Dowódca…?
Koniec. Pokonał kilka ostatnich stopni i zatrzymał się tuż za niczego nieświadomą Petrą.
- Eren!
Oboje podskoczyli, zaskoczeni jego obecnością. Erenowi głos lekko się zatrząsł, gdy niepewnie odpowiedział na zawołanie, a speszona Petra wbiła wzrok w zupełnie inną stronę i zaczęła zamaszyście wywijać miotłą.
- Beznadziejna robota. Posprzątaj wszystko od nowa – nakazał chłopakowi Levi. Poczekał, aż Jaeger opuści pomieszczenie i ucichnął jego kroki, a potem odwrócił się w stronę Petry. – A z tobą porozmawiam później. I przestań tak bezsensownie machać tą miotłą, bo tylko kurz rozrzucasz dookoła.
- Tak jest – mruknęła Petra, zwalniając ruchy.
Gdy Levi opuszczał pomieszczenie by skontrolować pracę pozostałych, mógłby przysiąc, że policzki dziewczyny stały się przynajmniej dwa razy bardziej zaróżowione, niż wcześniej.

Wieczorem wszyscy zebrali się w jednej sali, by omówić skutki ostatniego ataku tytanów a także przyszłej ekspedycji. W pewnej chwili ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Levi zerknął na swoich podwładnych znad filiżanki. Oluo odwrócił głowę, udając, że nie ma pojęcia o co chodzi kapitanowi. Petra natomiast natychmiast wstała i podeszła, by otworzyć zaryglowane drzwi.
Do środka weszła Hanji Zoe i, przywitawszy się ze wszystkimi, natychmiast dopadła Erena. Jej błyszczące oczy i rozmarzona mina nie zwiastowały nic dobrego. Gdy tylko chwyciła go za rękę i z entuzjazmem zaczęła opowiadać o ich współpracy, wszyscy pozostali wymienili znaczące spojrzenia. Tylko niczego nie podejrzewający Jaeger wydawał się zainteresowany tym, co mówiła Hanji, za co natychmiast skarcony został przez Oluo.
Pierwszy podniósł się Levi. To był wyraźny znak, że posiedzenie dobiegło końca. Pozostali członkowie jego oddziału odetchnęli w duszy z ulgą i również wstali, by czym prędzej opuścić pomieszczenie i zostawić Erena na pastwę okularnicy.
- Kapitanie! – odezwała się Petra, tuż po przekroczeniu progu. – Chciał pan o czymś ze mną porozmawiać – przypomniała.
Levi zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na nią przez ramię. Milczał chwilę. Przeniósł wzrok na Oluo. Choć jego mina wyrażała jedynie znudzenie, Levi wiedział, że dokładnie mu się przygląda. Eld szturchnął go łokciem w bok i mruknął coś, robiąc przy tym karcącą minę. Potem Ackerman zerknął jeszcze na Gunthera, który przyglądał im się jakby… podejrzliwie?
- Nie teraz, Petro. Muszę coś zrobić – rzucił w końcu i ruszył przed siebie.
Usłyszał jeszcze czyjś śmiech i coś jakby uderzenie, a następnie podniesiony głos Petry i cichnącą rozmowę. Potem wreszcie został sam z otaczającą go ciszą.
W następnym czasie, niezrażona niczym Petra jeszcze kilkukrotnie próbowała z nim porozmawiać, wyszukując różne okazje, żeby znaleźli się sam na sam. Za każdym razem wyglądało to podobnie.
- Kapitanie, czy możemy wreszcie porozmawiać?
- Jestem zajęty, Petro. Przyjdź do mnie później.
- A kiedy będzie to później?
- Po prostu później.

Zaledwie dzień przed pięćdziesiątą siódmą wyprawą poza mury, późnym wieczorem, Levi siedział przy stole usłanym różnymi papierami, w tym ogromną mapą z zaznaczonym rozmieszczeniem poszczególnych jednostek pośrodku. Pozostałe kartki rozłożone były w równych rzędach po obu stronach mapy.
Tymczasem przed drzwiami stała Petra. Od kilku chwil wpatrywała się w drewnianą barierę, dzielącą ją od następnego pomieszczenia. Przestąpiła z nogi na nogę kilka razy i westchnęła cicho. Podniosła rękę, by zapukać.
- Nie śpisz?
Dziewczyna drgnęła gwałtownie i odwróciła się. Przed nią stał Gunther, trzymając w rękach spory stos papierów.
- Po co ci to wszystko? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Kapitan prosił – odrzekł wymijająco. – Co tu robisz o tej porze?
- Nie ważne – mruknęła. – Otworzę ci drzwi – zaproponowała i nim zdążył się odezwać, zapukała, a następnie zamaszyście otworzyła drzwi. – Kapitanie? Przepraszamy za najście.
Weszła do środka i przytrzymała drzwi, tak by Gunther swobodnie mógł wejść i odłożyć papiery na skraj stołu. Milczący dotąd Levi zerknął najpierw na stos kartek, a potem na stojącą przed nim dwójkę.
- Nie przypominam sobie, żebym prosił do tego aż dwie osoby – mruknął. – Myślałem, że tak proste zadanie jesteś w stanie wykonać sam, Gunther… Nieważne. Wyrównaj to i jesteście wolni.
Ruchem ręki wskazał na stosik dokumentów, który niebezpiecznie przechylił się na jedną stronę. Wyglądało to niesamowicie nieestetycznie. W dodatku w każdej chwili kartki mogły zsunąć się na podłogę, co tylko narobiłoby więcej bałaganu, a on swój cenny czas zmarnować musiałby na układanie tego tak jak było.
- Tak jest – odparł Schultz, wykonując polecenie.
Potem odwrócił się, by opuścić pomieszczenie. Mijając Petrę, nachylił się do niej nieznacznie.
- Nie zrób nic głupiego, dobra? – mruknął do niej cicho i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Dziewczyna spojrzała w tamtą stronę, na chwilę zastygając w bezruchu. Czyżby Gunther wiedział o czymś, o czym w żadnym wypadku wiedzieć nie powinien? W pomieszczeniu zapadła cisza. Levi na powrót zatopił się w swojej robocie – na przemian studiując mapę i dokumenty. Co jakiś czas ciszę przerywał odgłos rysika szurającego po papierze.
- Kapitanie… - zaczęła Petra, tracąc nagle całą pewność siebie.
- Jeszcze tu jesteś? – mruknął Levi, choć nic nie wskazywało na to, by w jakikolwiek sposób go to zdziwiło. Nawet na chwilę nie przerwał kreślenia zaskakująco równych linii na mapie. – Jestem zajęty.
- Wiem.
Podeszła do stołu i celowo przekręciła kilka kartek tak, żeby leżały względem siebie krzywo.
- Próbujesz mnie wkurzyć? – spytał, podnosząc wreszcie wzrok.
- Nie, zwrócić na siebie uwagę.
- Udało ci się. A teraz zrób z tym porządek i zejdź mi z oczu.
- Nie – zaprotestowała Petra.
Oparła się dłońmi o blat stołu, przenosząc ciężar ciała na ręce. Wpatrzyła się w siedzącego przed nią mężczyznę.
- Wyjdź. To rozkaz – powiedział spokojnie, również patrząc jej w oczy.
- Nie – sprzeciwiła się po raz drugi. – Mieliśmy porozmawiać, więc jestem.
- Ignorujesz polecenia przełożonego? – spytał, po raz pierwszy wykazując cień zainteresowania jej osobą. Odchylił się na krześle i założył nogę na nogę. – Widzę, że nie pozwalasz, by hamowały cię formalności – rzucił, parafrazując jej słowa. – Zresztą, to już nieistotne. Nie mam zamiaru z tobą o niczym dyskutować. Mam ważniejsze rzeczy do roboty.
To lekko zbiło z tropu Petrę. Wyprostowała się i opuściła ręce wzdłuż tułowia. Więc słyszał tamtą rozmowę? To o to tyle hałasu? Rety, mężczyźni są jak dzieci.
- Ignorujesz mnie – mruknęła  w końcu cicho.
- Kapitanie.
- Co? – zdziwiła się.
- Ignorujesz mnie, kapitanie – poprawił ją Levi. – Masz się do mnie zwracać per kapitanie – wyjaśnił spokojnie, przymykając oczy.
Petra fuknęła cicho pod nosem i nadęła policzki, jednocześnie krzyżując ramiona na piersi. Popatrzyła chwilę na siedzącego przed nią mężczyznę, a potem przesunęła wzrokiem po pomieszczeniu. Wreszcie jej spojrzenie padło na tkającego sieć pająka w kącie. Przez dłuższą chwilę szukała odpowiednich słów. Skoro on nie chciał rozmawiać, to musiała wziąć sprawy w swoje ręce.
- Dlaczego?
Drgnęła, zaskoczona tym nagłym pytaniem i ponownie na niego spojrzała. Tym razem w ręce trzymał jeden z dokumentów przyniesionych przez Gunthera. I choć jego wzrok przesuwał się po kolejnych linijkach tekstu, była pewna, że wcale nie jest nim zainteresowany.
- Co? – mruknęła, splatając ręce i spuszczając głowę. – To…
Levi westchnął, odkładając kartkę na stosik, po czym wstał i okrążył stół. Zatrzymał się koło Petry, a ta spojrzała na niego ze zdziwieniem. On natomiast utkwił wzrok w rozłożonych kartkach papieru i niespiesznie je wyrównał.
- Wydawałaś się taka… - urwał, szukając odpowiedniego słowa. – Dlaczego to wszystko tak cię interesuje? – spytał, bo już wiedział co takiego dziwnego usłyszał wtedy w jej głosie.
- Lubię cię – powiedziała niespodziewanie Petra. – Zawsze cię podziwiałam i…
- Lubię cię, kapitanie – poprawił ją znów.
Zmieszana dziewczyna przełknęła ślinę. Serce waliło jej tak mocno, że aż wyobraziła sobie, jak jego dźwięk odbija się echem w głębi korytarza. Miała wrażenie, że zaraz spali się ze wstydu. Naprawdę tylko tyle miał jej do powiedzenia? Nic nie obchodziło go to, co mówi, tylko że nie użyła tego cholernego zwrotu?
- Jesteśmy sami – burknęła, czerwieniąc się lekko. – Moglibyśmy darować sobie te formalności, kapitanie – powiedziała, celowo akcentując ostatni wyraz.
Tymczasem Levi podniósł głowę znad dokumentów i przez chwilę obserwował dziewczynę w milczeniu. Nie skomentował tej zaczepki tylko czekał, aż stojąca przed nim dziewczyna powie coś więcej, ale z każdą chwilą milczenie stawało się coraz bardziej drażniące.
- Petro, jeżeli…
- Nie – przerwała mu i cofnęła się o krok. – W porządku, rozumiem.
Levi westchnął cicho i uniósł oczy do góry. Nie, chyba jednak nie zrozumiała. To nie tak, że nie chciał, albo nie mógł darować sobie tych „formalności”, jak to ujęła Petra. To znaczy nie mógł, ale z zupełnie innych przyczyn, niż mogło jej się to wydawać.
Również przesunął się o krok, ale w jej stronę. Przyłożył dłoń do jej policzka i pogładził go lekko. Zdziwiona Petra na chwilę zamarła w bezruchu, wpatrując się w jego twarz rozszerzonymi oczami, a potem powoli wypuściła powietrze z płuc. Przechyliła głowę w stronę jego ciepłej dłoni, pozwalając na tę delikatną pieszczotę.
- Petro – powtórzył. – Jeżeli jest coś, co mogę dla ciebie zrobić, to powiedz. Ale to o czym myślisz, nie ma sensu. Takie rzeczy się tutaj nie dzieją i ty dobrze o tym wiesz. Idź, odpocznij przed jutrem. Sama wkrótce zobaczysz, że mam rację.
Po plecach dziewczyny przebiegł nieprzyjemny, chłodny dreszcz. Wyprostowała się i zmarszczyła czoło, spoglądając w ciemne oczy mężczyzny. Zagryzła wargę, wahając się przez krótką chwilę.
- Ale przecież…
- Nie – przerwał jej natychmiast i cofnął dłoń. – Porozmawiamy o tym kiedy indziej.
- Zawsze to powtarzasz – burknęła.
Nie skomentował tego. Tym razem nawet nie zwrócił jej uwagi na zbytnie spoufalanie się z przełożonym. Po prostu milczał, wpatrując się w nią pozornie obojętnie. W środku kłócił się ze sobą, zastanawiając się, czy nie potraktował jej zbyt surowo. Czy przypadkiem nie okłamywał i jej, i siebie.
Petra niechętnie i z ociąganiem ruszyła w kierunku drzwi. Położyła dłoń na klamce i odwróciła się jeszcze na chwilę.
- Właściwie… jest coś, co mógłbyś dla mnie zrobić – powiedziała niepewnie.
- Tak?
- Uśmiechaj się trochę częściej – poprosiła i wyszła, zostawiając go samego ze swoimi myślami.

- Jako jej ojciec uważam, że jest jeszcze trochę za wcześnie, by wychodziła za mąż.
Levi Ackerman otrząsnął się z zamyślenia. Kątem oka zerknął na idącego obok niego mężczyznę. Zgodnie z prośbą Petry spróbował uśmiechnąć się do niego, ale nie potrafił. Wyszedł z tego okropny grymas, który zdziwił rozmówcę, a jego samego wprawił w jeszcze większe zakłopotanie. 
Jak miał mu powiedzieć, że jego córka nigdy nie weźmie ślubu?
Theme by Lydia | Land of Grafic