czwartek, 2 sierpnia 2018

Pewna niepewność

fandom: Shingeki no Kyojin



 Ej, wiecie co? Napisałam partówkę! Ha, nie spodziewaliście się tego, co?! Dobra. Przed Wami ponownie Shingeki no Kyojin w odsłonie totalnie niepoważnej, ale w sumie... czemu nie. Zalecam podejście do tego ficku z przymrużeniem oka. Tak, tego drugiego dla pewności też. Ewentualnie co po wrażliwszych na wesołe łaskotanie uprasza się o zaprzestanie jedzenia tudzież picia na ten moment.
Ach, wykorzystałam również odrobinę rzeczywistych wydarzeń z serii, ale nie przywiązujcie do tego wagi. Kolejność pomieszana z rozmysłem :D
Bardzo wszystkich przepraszam za nie ogarnięte akapity na końcu! Poprawię to za jakiś czas, jak dorwę kompa.
Coś tam jeszcze mi się nasunęło, ale nie wiem co, więc w tym momencie zaproszę Was tylko do czytania :) Miłego i widzimy się na dole. Aha, i nie bijcie proszę za różne takie małe nieścisłości w stosunku do oryginału ;) Buziaki! 💙





○ • ○ • ○ • ○

- Eren, posprzątałeś już?
Szatyn drgnął gwałtownie, słysząc tuż za sobą czyjś głos. W myśli wykonał szybki rachunek sumienia – okna umyte, kurz wytarty, pajęczyny zlikwidowane.
- Kończę zamiatać, kapitanie.
Levi Ackermann skinął lekko głową, ale dla pewności sam rozejrzał się po pomieszczeniu, by skontrolować jego stan.
- Zadowalająco – mruknął, choć rzeczywiście nie było się do czego przyczepić. - A teraz za mną.
Eren jak najszybciej wrzucił resztę śmieci do kubła, odstawił miotłę i ruszył za mężczyzną. Przemierzali korytarze kwatery w milczeniu. W pewnej chwili chłopak zwolnił. Mijali otwarte drzwi sporej sali, w której zauważył zaciekle dyskutujących Petrę i Oluo. Cóż, zaczął się już przyzwyczajać do tego, że niemal każda ich rozmowa kończyła się mniejszym lub większym sporem. Zanim przeszedł, zdążył jeszcze zauważyć jak Petra uderza Oluo w tył głowy, przez co ten jak zwykle ugryzł się w język.
- Siadaj. Musimy pogadać o ostatnim incydencie. Nie chciałbym musieć stawać przed swoimi ludźmi tylko dlatego, że nie chciało ruszyć ci się dupska po jakąś cholerną… Jaeger, czy ty mnie słuchasz?!
Wyrwany z zamyślenia Eren półprzytomnie rozejrzał się po pomieszczeniu w którym się znaleźli. Łudząco podobne do wszystkich innych – chłodne, gołe ściany i posadzka, kilka mebli z surowego drewna. Prawie wszystkie powierzchnie zionęły przygnębiającą pustką. Jedynym wybijającym się elementem był regał ustawiony pod ścianą naprzeciwko okna. Niewiele myśląc podszedł do niego, by przyjrzeć się wszystkim rzeczom – ciasno zwiniętym pergaminom, stosom odręcznych notatek, fiolkom z płynami tak kolorowymi, że przywiodły mu na myśl tęczę zamkniętą w szklanym opakowaniu, a także innym przedmiotom i drobiazgom, których przeznaczenia nie znał i chyba wolał na razie nie poznawać.
- Powiedziałem siadaj. - Levi coraz bardziej się niecierpliwił. - I niczego nie dotykaj. Cholera wie, co ta okularnica tu trzyma.
Stanął przy stole i obserwował chłopaka, gdy ten z zafascynowaniem przyglądał się kolejnym przedmiotom ułożonym na półkach. Westchnął i teatralnie przewrócił oczami.
- Ej. Eren.
Odchrząknął, ale i to nie wystarczyło, by przywołać go do porządku. Z całej siły uderzył więc pięścią w stół. Przy okazji zawadził ręką o oparcie krzesła, które zachwiało się i runęło na posadzkę, potęgując efekt.
Zaskoczony tym nagłym hałasem chłopak podskoczył lekko. W efekcie uderzył głową o jedną z półek. Stojące na niej szklane naczynia zachwiały się niebezpiecznie. Jedna z zakorkowanych fiolek wypadła ze specjalnego stojaka i potoczyła się do krawędzi. Eren złapał ją w ostatniej chwili, ale w tym samym czasie jej siostra bliźniaczka zleciała majestatycznie na sam dół i roztrzaskała się o podłogę.
Po tym nareszcie nastała cisza. Szatyn wpatrywał się osłupiały w roztrzaskane szkło i rozlewający się powoli ciemnozielony płyn. Był pewien, że serce wyskoczy mu zaraz z piersi, doskonale słyszał każde jego uderzenie. Powoli prostował plecy, bojąc się o jakikolwiek gwałtowniejszy ruch. Do jego nozdrzy dotarła dość osobliwa mieszanka zapachów. Uwolniona ciecz wydzielała woń przywodzącą na myśl mokrą ziemię, trawę i, o dziwo, wanilię.
- Kurwa mać! - Levi położył rękę na ramieniu chłopaka i stanowczym ruchem odciągnął od stopniowo powiększającej się kałuży. - Mówiłem ci, żebyś niczego nie dotykał! Patrz jakiego syfu narobiłeś! Nie mówiąc już o tym, że nie wiadomo jakie ta czterooka dziwaczka gówna tu trzyma.
Zrobił zniesmaczoną minę, wskazując przy tym ruchem głowy na trzymaną ciągle przez Erena probówkę. Wolał więcej nie ryzykować, więc sam wziął ją z rąk chłopaka i odłożył na półkę.
- Posprzątaj to, Jaeger – syknął. - A potem przyjdź do mnie.
- Tak jest – mruknął Eren, patrząc spode łba jak mężczyzna opuszcza pomieszczenie.
Westchnął głęboko zamknął oczy. Odchylił głowę do tyłu i zasłonił twarz dłońmi.

Gdy ocknął się z zamyślenia i rozejrzał, ze zdziwieniem stwierdził, że znów jest na korytarzu. Zmarszczył czoło i rozejrzał się dookoła. To dziwne. Miał posprzątać… Nie pamiętał, żeby skończył. Ani żeby wychodził. Skąd ta dziura w pamięci?
Odwrócił się na pięcie z zamiarem sprawdzenia, czy na pewno wszystko już w porządku. O mało nie krzyknął, widząc tuż przed sobą Petrę, która wpatrywała się w niego z szerokim uśmiechem.
- Przepraszam – powiedziała, próbując powstrzymać rozbawienie. - Nie wiedziałam, że taki pan strachliwy.
Pan? Od kiedy zwracała się do niego per pan? I od kiedy była prawie tego samego wzrostu co on?
- Petra? - spytał głupio, dziwnie niskim głosem. - Chwila. Urosłaś?
W jednej chwili uśmiech zszedł z jej twarzy. Skrzyżowała ramiona i prychnęła cicho.
- No wie pan? Głupie żarty, kapitanie.
- Er…! Tsh… Kapitanie?
Spojrzał ponad ramieniem Petry na zbliżającą się osobę. Ku swemu jeszcze większemu zdumieniu, korytarzem niespiesznie szedł on sam - Eren Jaeger.
Petra również się odwróciła. Uśmiech wrócił na jej twarz. Z daleka pomachała nadchodzącemu chłopakowi i ruszyła w jego kierunku. Eren usłyszał, jak zwróciła się do niego po imieniu. To znaczy do tego drugiego niego.
- Uważaj – Petra położyła dłoń na jego ramieniu. - Kapitan jest jakiś nieswój.
Drugi Eren skinął lekko głową i uśmiechnął się wymuszenie, jakby kobieta opowiedziała mu właśnie średnio zabawny dowcip. Poczekał, aż zniknie za rogiem, po czym z pochmurną miną zbliżył się do tego Erena, któremu wydawało się, że jest tym właściwym.
- Eren?
Chłopak niepewnie skinął głową. W spojrzeniu tego… sobowtóra widział coś znajomego. Nie umiał tylko określić co dokładnie. W dodatku jakim cudem jego własny klon był od niego wyższy? Co tu się do cholery stało?!
- Zajebałbym cię, gdybym miał pewność, że to cokolwiek zmieni.
- Ale ja… - odezwał się i wtedy dotarło do niego, że to nie był jego głos. - O cholera.
Przecież to był głos kapitana Levia. Zerknął w dół, by przekonać się, że faktycznie ma na sobie cudze ciuchy. I w dodatku czuł się tak… dziwnie niski. Nie przywykł do ciągłego patrzenia do góry na swoich rozmówców. Ale skoro on był w ciele kapitana Ackermanna, to znaczy, że...
- Po twojej durnej minie na mojej twarzy wnioskuję, że już się domyśliłeś, co się stało?
Eren wpatrywał się w tego drugiego Erena. Nie mógł pojąć, jak do tego doszło. Że niby co? Zamienili się ciałami? Umysłami? Duszą? Cholera… Oby to był tylko sen. Oby to był tylko głupi, irracjonalny sen. Tak, na pewno tak jest. Musiał zasnąć podczas sprzątania.
Wyciągnął rękę, by sprawdzić, czy aby na pewno drugi on jest rzeczywisty. Spodziewał się, że nie poczuje dotyku ani temperatury, a jednak gdy szturchnął stojącego przed nim chłopaka w policzek, czuł wyraźnie ciepło miękkiej skóry. Dla pewności dźgnął palcem jeszcze nos, czoło i drugi policzek.
- Tak, Eren, to twoje ciało. I tak, ty jesteś, niestety, w moim… Zabieraj wreszcie te łapska!
Nagłe pacnięcie w rękę nareszcie poskutkowało.
- Kapitanie, ja naprawdę… - jęknął Eren, cofając rękę. - Nie mam pojęcia jak do tego doszło!
Raz jeszcze przyjrzał się sobie, by przekonać się, że na pewno nie jest w swoim ciele. Przełknął głośno ślinę i podniósł głowę.
- Co teraz? - bąknął niepewnie.
- Mnie pytasz, kretynie?
Zastygł z ręką w górze, gotową do uderzenia. Dziwnie było mu uderzyć samego siebie, nawet jeżeli teraz był tam Eren.
- Kapitanie, wszystko w porządku?
Obaj jednocześnie spojrzeli w tym samym kierunku. Korytarzem szedł do nich wyraźnie zaniepokojony Gunther, a za nim jak cień podążał zaciekawiony Oluo. Levi uchylił usta, by coś powiedzieć, ale właśnie w tej samej chwili przypomniał sobie, że dla nich teraz jest tym głupkiem, Erenem. Z kolei głupek był nim… To zwiastowało same kłopoty. Odkaszlnął, by zwrócić na siebie uwagę chłopaka, po czym ledwo dostrzegalnie skinął głową.
- Eeeee… Tak, oczywiście. Musimy sobie tylko… porozmawiać… z Jaegerem – wydukał dość niepewnie Eren.
Levi westchnął i przewrócił oczami, za co Oluo szturchnął go łokciem w żebra.
- Z szacunkiem do kapitana, gówniarzu.
- Pierdol się – syknął Levi i tym razem dostał w twarz. - Tyyyyyy…
- Dość!
Wszyscy spojrzeli na Erena, który postanowił przerwać tę potyczkę.
- Ale kapitanie, ten gówniarz…
- Powiedziałem dość, Oluo.
Starał się mówić jak najbardziej opanowanym, a jednocześnie stanowczym tonem. Miał takie dziwne przeczucie, że im dłużej będzie się to ciągnąć, tym mocniejsze konsekwencje spadną później na niego.
- Rozejść się – dodał, usilnie próbując zapanować nad drżeniem głosu.
Gunther i Oluo popatrzyli po sobie niepewnie, ale nie zaprotestowali. Kiwnęli lekko głowami, obrzucili Levia ostatnim oburzonym spojrzeniem i odeszli, rozmawiając przy tym szeptem.
- Słuchaj, kretynie – warknął Levi, kiedy obaj mężczyźni znikli już z ich pola widzenia. - Do wieczornej zbiórki masz siedzieć w moim pokoju. Nie wyściubiasz stamtąd nosa, nie przyjmujesz nikogo, niczego nie dotykasz. Rozumiesz? Niczego. I przestań tak na mnie patrzeć, bo jeszcze pomyślę, że na co dzień wyglądam jak idiota.
Prychnął, spoglądając na uwięzionego w jego ciele Erena krytycznym wzrokiem. Odwrócił się z zamiarem odejścia, ale chłopak natychmiast zrównał się z nim krokiem.
- Kapitanie, a co potem?
- Kiedy?
- No, na spotkaniu. Jeżeli dalej będę… A pan…
Levi zatrzymał się i wlepił wzrok w ścianę naprzeciwko.
- Eren. Zakładając, że Hanji jak zwykle coś spierniczyła, to nie może trwać wiecznie. Po prostu się nie wychylaj. Przygotuję ci kartki, z których będziesz mógł czytać, ale spróbuj też czasem ruszyć mózgownicą. A teraz idź już.
Chłopak niepewnie pokiwał głową.
- Kapitanie, jeszcze jedno.
Levi zacisnął dłonie w pięści. Zatrzymał się w pół kroku i odwrócił, wzdychając przy tym męczeńsko.
- No?
- Bo… wczoraj zjawili się tutaj moi przyjaciele. I gdyby Mikasa albo Armin…
- Eren, zastanów się dwa razy, zanim to powiesz. Umiem rozmawiać z ludźmi.
Eren spojrzał na niego z powątpiewaniem. Widząc jednak minę rozmówcy, dla własnego dobra postanowił nic więcej nie mówić na ten temat.
- Jeżeli to już wszystko, to zejdź mi w końcu z oczu.
- Tak jest.

Późnym popołudniem wszyscy zebrali się w jednej z sal, w której oprócz kilku długich ławek wisiała również spora tablica. Eren, którego krępowało ciągłe siedzenie w pokoju Ackermanna, zjawił się w niej pierwszy. Usiadł z przodu i jęknął, uderzając czołem o stojącą przed nim ławkę.
- To jakiś koszmar – jęczał, kręcąc głową z boku na bok.
- Siemanko, kapitanie Levi!
Ktoś z całej siły uderzył go otwartą dłonią w plecy. Zakaszlał, bo na chwilę zatkało mu dech, a potem odwrócił się, by spojrzeć na swojego oprawcę. Hanji stała z rękami na biodrach i szczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Otworzył usta, by powiedzieć, że to on, Eren, żeby pomogła mu się z tego wyplątać, ale potem zauważył stojące za nią osoby. Gunther szturchnął Elda i szepnął mu coś na ucho.
Sala powoli wypełniła się ludźmi. Hanji usiadła na ławce przed Erenem i rozprawiała o ostatnim eksperymencie, aż nazbyt radośnie machając przy tym nogami. Jej słowa wpadały chłopakowi do głowy jednym uchem, a wypadały drugim ułamek sekundy później. Doskonale znał te jej eksperymenty. I wcale nie podzielał jej entuzjazmu.
- Oooooch! Jest i mój ulubieniec!
Zoe zerwała się z miejsca i podeszła do kogoś, kto właśnie wszedł do sali. Znużony jej opowieścią chłopak z lekkim zdziwieniem i niepokojem zarazem stwierdził, że był to kapitan Ackermann, który jednak dla Hanji był teraz przecież nim – Erenem Jaegerem. Jęknął w duszy, widząc jak okularnica przyciąga go do siebie i wolną ręką czochra mu włosy.
Levi skrzywił się i odepchnął od siebie Hanji. Ruszył w głąb sali, po drodze niby przypadkiem nachylając się w stronę Erena.
- Nie siedź jak idiota, Jaeger – szepnął. - Pamiętaj jaki jest plan. Patrz, czytaj, powtarzaj. I myśl. Ale nie za dużo, żebyś czegoś przypadkiem nie spieprzył. Jasne? - spytał, nie patrząc na niego, tylko gdzieś przed siebie.
- Tak jest – odparł równie cicho Eren.
Wstał i wyszedł na środek. Prawie nikt nie zareagował, gdy poprosił ich o ciszę. Uderzył otwartą dłonią w stół, ale i to wywołało marny efekt. Zaledwie kilka osób spojrzało na niego z nikłym zainteresowaniem. Rozejrzał się po sali. Zobaczył Jeana, usilnie próbującego zwrócić na siebie uwagę Mikasy, która jednak wolała zagłębić się w rozmowie z Arminem. Sashę, która niby ukradkiem wsuwała sobie co chwilę do ust kawałek chleba. Petrę, której podejrzliwy wzrok przyprawiał go o dreszcze na plecach. Wreszcie jego wzrok padł na Ackermanna.
- Jaeger – przeczytał Eren z kartki, którą trzymał kapitan. Potem zorientował się, że widnieją tam też trzy wykrzykniki. - Jaeger! - krzyknął, a wszyscy od razu uciszyli się, spojrzeli na niego, a następnie na siedzącą z samego tyłu osobę.
Levi szybko odłożył notatnik zapisaną stroną w dół. Prychnął pod nosem i odchylił się na krześle, oparciem prawie dotykając kamiennej ściany za sobą. Siedzący obok niego blondyn dotknął lekko jego ramienia. Spojrzał więc na niego pytająco. Chłopak mówił coś do niego, ale niewiele słów docierało na właściwe miejsce. Jak mu było na imię? Ermin? Armen? Ta, któreś z dwóch.
- Co tam mamroczesz?
To pytanie zbiło z tropu blondyna. Urwał wpół słowa i spuścił wzrok na swoje splecione dłonie.
- Pytałem, czy wszystko w porządku – powiedział w końcu cicho. Na chwilę zerknął na siedzącą obok Mikasę, a potem znów na przyjaciela. - Od wczoraj zachowujesz się dziwnie. Ja i Mikasa martwimy się o ciebie – zakończył prawie niedosłyszalnie, pozwalając by włosy przykryły mu twarz.
Levi spojrzał na niego krytycznie. Co za dzieciak… Przeniósł wzrok na Erena, który stał na środku i najwyraźniej nie wiedział co ze sobą zrobić. Szybko naskrobał więc coś na kartce.
- Kapitanie, mógłby pan wreszcie kontynuować? - spytał, a gdy wszyscy skupili wreszcie wzrok na Erenie, podniósł notatnik do góry.
Chłopak odkaszlnął, jednocześnie szybko odczytując zapisane na kartce zdanie.
- Eeeee… Więc… Ja… - Widząc jak Levi krzywi się z dezaprobatą, postanowił wziąć się w garść. - Obmyśliłem metodę, dzięki której zabijemy mnie… to znaczy ciebie, Eren, tylko w połowie.
- Słucham? - spytał Levi, dość miernie udając zdziwionego i przewracając kartkę w notatniku.
- Wcześniej mówiłem, że będę cię w stanie zatrzymać tylko poprzez zabicie. - Z trudem przełknął ślinę. Doskonale pamiętał wszystkie groźby kapitana Levia. - Jednak dzięki tej metodzie tylko poważnie cię zranię.
Levi sugestywnie popukał palcem w narysowany obok obrazek. Eren wpatrzył się w niego, próbując zapamiętać wszystkie szczegóły, a jednocześnie nie przejmować się tym, że wszyscy zebrani w sali przyglądają mu się z zainteresowaniem. Odwrócił się do tablicy, by przerysować schemat, ale przypadkowo strącił łokciem gąbkę, która wznieciła niewielką chmurę kredowego pyłu.
- Tsh, idiota – burknął pod nosem Levi, a Mikasa posłała mu podejrzliwe spojrzenie.
- Zamknij się już, bałwanie – syknął Jean, siedzący nieco bardziej z przodu.
- Sam się zamknij, ty… - nie dokończył, bo ktoś złapał go za rękę. Odwrócił się i spojrzał na Armina takim wzrokiem, że ten natychmiast go puścił. - Niech to się już skończy – mruknął sam do siebie.
Eren skończył rysować i odłożył kredę. Uśmiechnął się nikle, widząc swoje dzieło. Wreszcie coś mu się udało. Ponownie zerknął w stronę Levia, który miał już przygotowaną kolejną kartkę.
- Jak mówiłem, w ten sposób tylko cię zranię. Do wykonania tej metody niezbędne są ogromne umiejętności. Dlatego nikt – potoczył wzrokiem po sali, powoli wczuwając się w rolę – powtarzam nikt prócz mnie lub wyznaczonej przeze mnie osoby nie może tego zrobić. Pomysł polega na wycięciu cię z karku tytana, Eren. Co prawda odetniemy ci przy tym ręce i nogi – tu głos Erena lekko się załamał – ale one i tak wkrótce odrosną jak u jakiejś jaszczurki. Obrzydliwe.
Zamyślił się na chwilę, patrząc na rysunek tytana na tablicy. Przecież nie miał pojęcia, w jaki sposób odrasta jego ciało. Może jednak był na to inny sposób? W duszy jednak widział zdegustowaną minę Ackermanna i jego gadanie o ryzyku oraz poświęceniu. Jeśli już o tym mowa… Zerknął w stronę kapitana.
- A teraz co do reszty… - zaczął odczytywać kolejne zdania.
Mikasa co jakiś czas zerkała podejrzliwie w stronę siedzącego obok chłopaka. Zdecydowanie nie zachowywał się jak zwykle. I czemu tak machał tym notesem? Nachyliła się do niego za plecami Armina. Lekko dotknęła jego ramienia, by zwrócił na nią uwagę.
- Eren, co ty robisz? - spytała przyciszonym głosem.
Ten spojrzał na nią i zmrużył oczy. Odłożył notatnik – i jak w takich warunkach działać? Jak nie jedno to drugie się przyczepi jak gówno do buta.
- Nie twój biznes.
- Zachowujesz się dziwnie.
- Nie twój zasrany biznes – powtórzył dobitniej.
Mikasa wyprostowała się. Ona i Armin popatrzyli po sobie niepewnie.
- Nie sądzisz, że coś z nim nie tak? - spytał blondyn ledwo dosłyszalnym szeptem.

Eren odetchnął głęboko, kładąc się na łóżku w ubraniach. Miał totalny mętlik w głowie, a serce waliło mu jak młot. Dobrze, że ten dzień się już skończył. I że przetrwał zbiórkę, bo inaczej mógłby nie wyjść z tego cało. Zostałby duszą błąkającą się wiecznie po świecie, bo nie miałby po co wracać do swojego ciała, gdyby kapitan pociął go na kawałeczki, a sam wrócił do siebie.
- O czym ja myślę? - jęknął Eren, podnosząc się do siadu i chowając twarz w dłoniach.
Powoli zaczął rozpinać guziki koszuli. Dziwnie się czuł ze świadomością, że tak naprawdę rozbiera nie siebie, tylko kapitana Ackermanna, więc usilnie starał się nie patrzeć w dół. Gdy zdjął koszulę, w pierwszym odruchu chciał ją rzucić na podłogę. Przyszła mu jednak do głowy myśl, że gdyby przez noc wrócił do siebie, a Levi rano zobaczyłby co zrobił z jego ubraniem… Wstał więc i grzecznie powiesił koszulę na oparciu krzesła.
Mimowolnie spojrzał w dół na tymczasowo swój brzuch. To, że kapitan miał całkiem nieźle zbudowane ciało wcale go nie zdziwiło, ale i tak nie mógł się oprzeć, by nie dotknąć palcem mięśni na brzuchu. W efekcie nie usłyszał ani pukania, ani otwierania drzwi.
- Kapitanie?
Drgnął lekko, słysząc tuż za sobą głos Petry. Odwrócił się i spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Petra? - bąknął słabym głosem. Odchrząknął, żeby zapanować nad sobą. - Petra, co tu robisz o tej porze?
- Ja… Mam prośbę. Ale może przyjdę za chwilę?
- Nie, nie… W porządku…
W popłochu rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie dostrzegł jednak żadnej szafy. Gdzie więc u cholery ten człowiek trzymał jakieś ubrania?! Jeżeli ubierze tę samą koszulę, w której chodził cały dzień, wyjdzie na głupka. Z kolei paradować tak bez…
- Chciałabym prosić o pozwolenie powrotu do Trostu na jeden dzień.
- Słucham?
Prośba Petry tak go zdziwiła, że chwilowo zapomniał o problemie z ubraniem. Zwłaszcza gdy zobaczył, jak odwraca głowę, a w jej oczach lśnią łzy.
- Coś się stało? - spytał łagodnie, kładąc dłoń na jej ramieniu.
Spojrzała na niego, nie kryjąc zdziwienia. Wtedy Eren uświadomił sobie, że przecież powinien zachowywać się jak Ackermann. A szczerze wątpił, by mężczyzna paradował półnago przed kobietami i traktował je jak małe dzieci. Odchrząknął więc i zabrał rękę. Skrzyżował ręce, próbując przybrać obojętny wyraz twarzy.
- No więc? Siadaj i mów.
Petra skinęła głową i niepewnie usiadła na skraju krzesła.
- Chodzi o to, że dostałam wiadomość. Mój ojciec… On… Jest poważnie chory. Boję się, że więcej go nie zobaczę.
Zwiesiła głowę i położyła dłonie na kolanach. Bezwiednie zacisnęła je w pięści. Nie chciała płakać przy kapitanie, ale mimo wszystko nie udało jej się powstrzymać. Zła na siebie za okazanie aż takiej słabości otarła oczy wierzchem dłoni. Odchyliła się do tyłu, widząc twarz Levia zaledwie kilka centymetrów przed sobą, gwałtownie wciągnęła powietrze.
- Co pan robi? - spytała zaskoczona.
- Petro, ja naprawdę bardzo ci współczuję – odparł cicho Eren, podając jej chusteczkę.
Chwilowo miał w nosie to, czy takie zachowanie pasowało do kapitana. Cóż. Najwyżej poprawi jego stosunki z ludźmi. Wielkie halo.
- Dziękuję. Gdzie wyrzucić?
Eren machnął ręką obojętnie.
- Daj gdziekolwiek.
- Ale… zrobi się bałagan.
- Och, no tak… - Rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając wzrokiem kosza. - Wyrzuć tam.
Skinęła lekko głową. Od płaczu zaczęło ją nieprzyjemnie cisnąć w głowie. Wstając zachwiała się, a Eren automatycznie chwycił ją za przedramię.
- Musimy pogadać, Jae… Petra?
- Mógłbyś wcześniej dawać znać, że wchodzisz, Eren – fuknęła, odsuwając się od mężczyzny.
Levi zmrużył oczy, ale nie skomentował tego nijak. Nie pukałby, gdyby wiedział, że będzie o tej porze siedzieć w jego pokoju z kimś, kto mimo wszystko nim nie był.
- Po co przyszłaś?
- To sprawa między mną a kapitanem.
- Właśnie widzę. Swoją drogą, pan kapitan to mógłby się ubrać – dodał z przekąsem.
Zawstydzony tą uwagą Eren spuścił głowę, wbijając wzrok w czubki swoich butów. Wymamrotał niewyraźnie przeprosiny, ale dalej nie ruszył się z miejsca. Petra obróciła się w jego stronę z niemą prośbą w oczach. Zerknął ponad jej ramieniem, a Levi lekko pokręcił głową, po czym wskazał drzwi.
- Ehm… Więc… Przykro mi, ale nie mogę się zgodzić Petro – wyrecytował Eren, ciągle na nią nie patrząc. - Proszę, idź już. Muszę porozmawiać z kap… To jest z Jaegerem.
- Ale…
- Petro, proszę. Idź już.
Mruknęła coś pod nosem niezadowolona i odwróciła się, by wyjść. Po drodze nie omieszkała prawdziwemu Leviowi nadepnąć na stopę. Na koniec odwróciła się i pokazała mu język. Dopiero wtedy wyszła, zatrzaskując za sobą ostentacyjnie drzwi.
- Tsh… - Levi podszedł do łóżka i usiadł na jego skraju, opierając przedramiona na kolanach. - Co ją ugryzło?
- Jej ojciec zachorował – wyjaśnił Eren i w tej chwili coś sobie uświadomił. - Chwila. Kazał mi pan odmówić, choć nie wiedział, po co przyszła?
- Masz z tym jakiś problem, Jaeger?
- No bo…
- Wiesz co? Ty to się lepiej ubierz, bo jak jeszcze ktoś przyjdzie złożyć mi wizytę…
Westchnął i przetarł twarz dłonią. Za co go pokarało takim obrotem spraw?
- Chciałem! Tylko nie wiem gdzie jest coś do ubrania – bąknął Eren zawstydzony.
Levi wstał i podszedł do sporego kufra stojącego pod ścianą. Otworzył wieko i wyciągnął z niej pierwszą lepszą rzecz do ubrania. Rzucił materiał Erenowi, który złapał go w ostatniej chwili przez upadkiem na ziemię, po czym zaczął wciągać przez głowę.
- Tylko mi tego nie uświń – zastrzegł Levi, zamykając skrzynię.
- Chyba chciał pan ze mną o czymś porozmawiać.
- Raczej sprawdzić co udało ci się spaprać. Ale o dziwo jakoś przeżyliśmy ten dzień i wypadłeś naprawdę dobrze.
- Poważnie?
Eren wyszczerzył zęby w uśmiechu. A więc ocalony!
- Nie.
- Heeee? - bąknął głupio.
- No i co się gapisz? Gdyby nie to, że chwilowo jesteś mną, ukatrupiłbym cię tu i teraz.
- Ale za co? - jęknął Eren, nic z tego nie rozumiejąc.
Cały dzień przecież starał się jak tylko mógł, by nie zawieść kapitana.
- Za gówno!
Levi zbliżył się do chłopaka i wyciągnął w jego kierunku ręce. Eren odchylił się i zacisnął powieki. W każdej chwili spodziewał się, że cierpliwość kapitana jednak się wyczerpie i jego pięść znajdzie drogę do jego własnego nosa, nawet jeżeli nie powinien okładać swojego ciała, jednocześnie będąc w innym. Uderzenie jednak nie nastąpiło. Brunet złapał go tylko za ramię i strzepnął jakiś paproch z prawego barku.
- Jutro musimy porozmawiać z okularnicą.
Eren pokiwał głową.
- Dlaczego nie możemy iść teraz?
- Nie chcę wzbudzać niczyich podejrzeń takimi posiedzeniami. Masz tu siedzieć dopóki nie przyjdę, zrozumiano? I nie wpuszczaj nikogo… Zwłaszcza bez ubrań. Zrozumiano?
- Tak jest.

Gdy rano Eren otworzył oczy, niestety okazało się, że dalej jest w pokoju kapitana. Ledwo usiadł na łóżku, kiedy ktoś zapukał do drzwi i nie czekając na pozwolenie wszedł do środka.
- Wytłumacz jej, że to naprawdę ty, Eren – powiedział Levi, szturchając łokciem stojącą obok niego Zoe.
- T-tak – zająknął się Eren i skinął głową. - Ja… nie wiem jak to się stało, ale kapitan i ja… No, widzi pani.
Oczy Hanji rozjarzyły się blaskiem. Zaczęła piskać i podskakiwać, a w przypływie emocji uściskała nawet stojącego obok mężczyznę. Levi prychnął z pogardą i odepchnął ją od siebie.
- O rany, jakie to fantastyczne! Będę mogła zrobić na was mnóstwo eksperymentów! Opowiedzcie mi wszystko dokładnie. Jak do tego doszło? Jak się czujecie? A co z sikaniem? Nie krępuje was to? Ciekawe, czy teraz dalej mógłbyś zamieniać się w… O, a właściwie jak mam do was mówić? Ty jesteś Levi, a tam Eren, czy to Levi, a ty Eren? Mam tyle pomysłów! Ja…
- Zamknij się i słuchaj. - Levi pociągnął ją za ucho. - Gówno mnie obchodzą twoje chore eksperymenty. Masz to odkręcić.
Puścił ją i usiadł przy stole, zakładając nogę na nogę. Eren uklęknął na łóżku przysiadając na piętach i patrzył to na wzburzonego Levia, to na zawiedzioną Hanji.
- Czyli nie będzie eksperymentów? - jęknęła z zawodem.
- Nie.
- Ani eksperymencików?
- Kurwa mać, czy do ciebie nie dociera?!
Levi uderzył pięścią w stół. Nachylająca się nad nim Hanji podskoczyła lekko i odsunęła się o krok.
- Masz zakaz eksperymentowania na Erenie, dopóki nie opuści mojego ciała. Jasne?
- Zasadniczo… - Hanji zawahała się na chwilę. Bawiła się swoimi palcami, szukając odpowiednich słów. - Ja nie chcę eksperymentować na Erenie, tylko na jego, um, ciele… Czyli nawet jeżeli go tam nie ma…
- Pierdol się, Hanji. Nie zgadzam się.
- No dobrze. To inne pytanie. Jak to jest mieć normalny wzrost, Levi? Wreszcie nie musisz zadzierać głowy, żeby…
Eren zasłonił twarz dłonią, nie mogąc opanować śmiechu.
- Powiedziałem pierdol się. Po prostu zrób coś z tym, do cholery!
- No dobrze, dobrze... To ile tego łyknęliście?
Eren i Levi popatrzyli po sobie.
- Właściwie w ogóle – wyjaśnił pierwszy z nich. - Jak tylko to coś się roztrzaskało, to pojawił się taki dziwny zapach. No i bum, potem ocknąłem się na korytarzu w…
- Nie kończ, Jaeger. Sam to zrobię – wtrącił Levi i pokrótce streścił wszystko co zaszło od wczorajszego dnia.
Hanji usiadła na podłodze po turecku i wpatrywała się w rozmówcę ze szczerym zainteresowaniem. Co jakiś czas kiwała głową lub zadawała pytanie, dowiadując się kolejnych szczegółów.
- Cóż. Wygląda na to, że Eren niechcący rozbił jedną z moich cennych probówek… Właśnie pracuję nad czymś, co może pomóc nam rozwiązać tajemnicę jego niespodziewanych przemian.
- Przepraszam – bąknął chłopak, zwieszając głowę i czerwieniąc się lekko. - Ja nie chciałem…
- Przestań, bo przez ciebie wyglądam żałośnie – wtrącił Levi zniesmaczony tym faktem. - A ty się nie śmiej, głupia, bo to twoja wina!
Hanji przestała chichotać i zmarszczyła czoło. Wycelowała w niego palcem.
- Wcale nie! To Eren zrobił bajzel!
- Hej! - wtrącił chłopak. - Ale gdyby kapitan nie przewrócił krzesła, to nic bym nie rozwalił!
- Dobra! - Levi wywrócił oczami. - Czyli i tak wina Hanji. I na tym zostańmy. Pytam po raz setny. Jak. To. Odkręcić?
Kobieta oparła łokcie na kolanach i złączyła dłonie czubkami palców. Levi i Eren wpatrywali się w nią uporczywie, podczas gdy ona zamyśliła się na dłuższą chwilę.
- No więc? - burknął w końcu Levi ze zniecierpliwieniem.
- Co? Jakie było pytanie?
- Kurwa mać, Hanji!
Zerwał się ze swojego miejsca i podszedł do niej. Nachylił się, po czym złapał za przód koszuli i przyciągnął do siebie.
- Gadaj.
- No już, już… Po co te nerwy? Nie wiesz, że złość piękności szkodzi?
- Jakbyś jeszcze nie zauważyła, chwilowo i tak nie jestem w swoim ciele, więc jebie mnie to totalnie – warknął, odpychając ją od siebie.
Zachwiała się, tracąc na chwilę równowagę. W ostatniej chwili podparła się z tyłu rękami i w efekcie tylko okulary zjechały jej na czubek nosa. Odchrząknęła i poprawiła je.
Eren chciał zaprotestować, słysząc komentarz kapitana. W ostatniej jednak chwili przypomniał sobie, że nie warto zaczynać. Poprzestał więc na burczeniu pod nosem.
- Co tam mamroczesz, Jaeger? - spytał Levi, dalej stojąc do niego tyłem.
- Eeee… Że ja?
- Nie, ja – warknął, spoglądając przez ramię i posyłając chłopakowi mordercze spojrzenie.
- To ma sens, biorąc pod uwagę, że teraz nim jesteś – wtrąciła Hanji.
Levi ryknął wściekle. Odchylił głowę do tyłu i przycisnął dłonie do twarzy. Oddychał głęboko i niespokojnie, krążąc wolno po pomieszczeniu.
- No już, już. Wyluzuj.
Hanji wstała z podłogi. Zatarasowała wędrującemu Leviowi drogę, stając w lekkim rozkroku z rękami na biodrach. Wyszczerzyła zęby i wyciągnęła w jego kierunku kciuk uniesiony ku górze.
- Samo przejdzie.
- Co?! - Eren wychylił się z łóżka tak bardzo, że o mało nie spadł na podłogę.
- Ty chyba kpisz, okularnico. - I mówisz nam to dopiero teraz?
- Er… Przepraszam. Levi, mógłbyś czasem ruszyć tą głową, nawet jeśli jest cudza. Skoro tylko się nawąchaliście, to nic wam nie będzie. A szkoda. Myślałam, że będę miała wystarczająco dużo czasu, by namówić cię na jakiś mały eksperymencik.
- Hanji…
- Dobra, dobra, żartowałam! - Zoe uniosła dłonie w obronnym geście. - Myślę, że efekt nie utrzyma się więcej niż dwie doby.
- Znaczy mamy w tym tkwić drugie tyle? - jęknął Eren.
Levi prychnął i skrzyżował ręce.
- To nie ty ciągle obrywasz, Jaeger – przypomniał.
- Musisz przyznać Levi, że masz do tego talent, żeby ludziom popadać - powiedziała Hanji, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.
- Zamknij się już, Zoe...
Hanji roześmiała się radośnie. Otwartą dłonią poklepała Levia po plecach. Przestała dopiero pod groźbą utraty życia. Jakoś ciężko było jej wyczuć, czy kapitan w tej chwili żartuje, czy jednak nie.

- I przynieś wiadro czystej wody! -wrzasnął Oluo, siedząc na stopniach i czyszcząc ostrza.
Eren burknął coś pod nosem i chwycił wiadro z pomyjami. Wylał jego zawartość na trawę, a następnie ruszył w kierunku studni. Nachylił się nad nią i zerknął na swoje odbicie. Machinalnie poprawił włosy, po czym zabrał się za nabieranie wody.
Nagle jednak zorientował się, że w wodzie widzi naprawdę swoją twarz. Że znowu jest Erenem Jaegerem. Z wrażenia wypuścił wiadro z rąk. Przedmiot z brzękiem zleciał na samo dno.
- Tak! Nareszcie! - zawołał Eren i pobiegł w kierunku zamku.
- Hej, Jaeger, a ty dokąd?! - wrzasnął za nim Oluo.
- Muszę porozmawiać z kapitanem! - krzyknął chłopak przez ramię i nie zważając na kolejne upomnienia pobiegł dalej.
Wpadł do kwatery i przejrzał się. Gdzie teraz mógł być Ackermann? Skoro jeszcze przed chwilą sam nim był... No tak!
Znów puścił się biegiem przez pusty korytarz. Wybiegł zza rogu i zderzył się z kimś. Jęknął, łapiąc się za szczękę.
- Patrz co robisz, Jaeger.
- Kapitanie! To naprawdę pan? Udało się! Udało!
Z radości rzucił się na szyję stojącego przed nim mężczyzny. Śmiał się przy tym głośno i gadał na przemian, nie dając Leviowi dojść do słowa. W końcu zastygł w bezruchu, pozwalając emocjom na uspokojenie się.
-Eren, durniu, puszczaj mnie.
- Kapitanie, tak się cieszę...
- Eren?
Chłopak odsunął się od Ackermanna i odwrócił. Kawałek dalej zauważył Mikasę i Armina, przyglądających im się z dziwnymi minami. Raz jeszcze roześmiał się i podszedł, by również ich przytulić.
- Eren, dobrze się czujesz? - bąknął Armin.
- Eren, chyba masz gorączkę - stwierdziła Mikasa, przyglądając mu się badawczo. - Chodź. Zaopiekuję się tobą i raz dwa wyzdrowiejesz.
Złapała go pod ramię i zaczęła prowadzić korytarzem wiodącym w prawo. Eren chciał coś powiedzieć, ale Mikasa nie dała mu dojść do słowa.
- Eren - wtrącił jeszcze przeglądający się im Levi. - Jutro myjesz wszystkie korytarze. O ósmej mają lśnić.
Theme by Lydia | Land of Grafic