Ej, wiecie co? Napisałam partówkę! Ha, nie spodziewaliście się tego, co?! Dobra. Przed Wami ponownie Shingeki no Kyojin w odsłonie totalnie niepoważnej, ale w sumie... czemu nie. Zalecam podejście do tego ficku z przymrużeniem oka. Tak, tego drugiego dla pewności też. Ewentualnie co po wrażliwszych na wesołe łaskotanie uprasza się o zaprzestanie jedzenia tudzież picia na ten moment.
Ach, wykorzystałam również odrobinę rzeczywistych wydarzeń z serii, ale nie przywiązujcie do tego wagi. Kolejność pomieszana z rozmysłem :D
Bardzo wszystkich przepraszam za nie ogarnięte akapity na końcu! Poprawię to za jakiś czas, jak dorwę kompa.
Coś tam jeszcze mi się nasunęło, ale nie wiem co, więc w tym momencie zaproszę Was tylko do czytania :) Miłego i widzimy się na dole. Aha, i nie bijcie proszę za różne takie małe nieścisłości w stosunku do oryginału ;) Buziaki! 💙
○ • ○ • ○ • ○
- Eren, posprzątałeś już?
Szatyn drgnął gwałtownie, słysząc tuż za sobą czyjś głos. W
myśli wykonał szybki rachunek sumienia – okna umyte, kurz
wytarty, pajęczyny zlikwidowane.
- Kończę zamiatać, kapitanie.
Levi Ackermann skinął lekko głową, ale dla pewności sam
rozejrzał się po pomieszczeniu, by skontrolować jego stan.
- Zadowalająco – mruknął, choć rzeczywiście nie było się do
czego przyczepić. - A teraz za mną.
Eren jak najszybciej wrzucił resztę śmieci do kubła, odstawił
miotłę i ruszył za mężczyzną. Przemierzali korytarze kwatery w
milczeniu. W pewnej chwili chłopak zwolnił. Mijali otwarte drzwi
sporej sali, w której zauważył zaciekle dyskutujących Petrę i
Oluo. Cóż, zaczął się już przyzwyczajać do tego, że niemal
każda ich rozmowa kończyła się mniejszym lub większym sporem.
Zanim przeszedł, zdążył jeszcze zauważyć jak Petra uderza Oluo
w tył głowy, przez co ten jak zwykle ugryzł się w język.
- Siadaj. Musimy pogadać o ostatnim incydencie. Nie chciałbym
musieć stawać przed swoimi ludźmi tylko dlatego, że nie chciało
ruszyć ci się dupska po jakąś cholerną… Jaeger, czy ty mnie
słuchasz?!
Wyrwany z zamyślenia Eren półprzytomnie rozejrzał się po
pomieszczeniu w którym się znaleźli. Łudząco podobne do
wszystkich innych – chłodne, gołe ściany i posadzka, kilka mebli
z surowego drewna. Prawie wszystkie powierzchnie zionęły
przygnębiającą pustką. Jedynym wybijającym się elementem był
regał ustawiony pod ścianą naprzeciwko okna. Niewiele myśląc
podszedł do niego, by przyjrzeć się wszystkim rzeczom – ciasno
zwiniętym pergaminom, stosom odręcznych notatek, fiolkom z płynami
tak kolorowymi, że przywiodły mu na myśl tęczę zamkniętą w
szklanym opakowaniu, a także innym przedmiotom i drobiazgom, których
przeznaczenia nie znał i chyba wolał na razie nie poznawać.
- Powiedziałem siadaj. - Levi coraz bardziej się niecierpliwił. -
I niczego nie dotykaj. Cholera wie, co ta okularnica tu trzyma.
Stanął przy stole i obserwował chłopaka, gdy ten z
zafascynowaniem przyglądał się kolejnym przedmiotom ułożonym na
półkach. Westchnął i teatralnie przewrócił oczami.
- Ej. Eren.
Odchrząknął, ale i to nie wystarczyło, by przywołać go do
porządku. Z całej siły uderzył więc pięścią w stół. Przy
okazji zawadził ręką o oparcie krzesła, które zachwiało się i
runęło na posadzkę, potęgując efekt.
Zaskoczony tym nagłym hałasem chłopak podskoczył lekko. W efekcie
uderzył głową o jedną z półek. Stojące na niej szklane
naczynia zachwiały się niebezpiecznie. Jedna z zakorkowanych fiolek
wypadła ze specjalnego stojaka i potoczyła się do krawędzi. Eren
złapał ją w ostatniej chwili, ale w tym samym czasie jej siostra
bliźniaczka zleciała majestatycznie na sam dół i roztrzaskała
się o podłogę.
Po tym nareszcie nastała cisza. Szatyn wpatrywał się osłupiały w
roztrzaskane szkło i rozlewający się powoli ciemnozielony płyn.
Był pewien, że serce wyskoczy mu zaraz z piersi, doskonale słyszał
każde jego uderzenie. Powoli prostował plecy, bojąc się o
jakikolwiek gwałtowniejszy ruch. Do jego nozdrzy dotarła dość
osobliwa mieszanka zapachów. Uwolniona ciecz wydzielała woń
przywodzącą na myśl mokrą ziemię, trawę i, o dziwo, wanilię.
- Kurwa mać! - Levi położył rękę na ramieniu chłopaka i
stanowczym ruchem odciągnął od stopniowo powiększającej się
kałuży. - Mówiłem ci, żebyś niczego nie dotykał! Patrz jakiego
syfu narobiłeś! Nie mówiąc już o tym, że nie wiadomo jakie ta
czterooka dziwaczka gówna tu trzyma.
Zrobił zniesmaczoną minę, wskazując przy tym ruchem głowy na
trzymaną ciągle przez Erena probówkę. Wolał więcej nie
ryzykować, więc sam wziął ją z rąk chłopaka i odłożył na
półkę.
- Posprzątaj to, Jaeger – syknął. - A potem przyjdź do mnie.
- Tak jest – mruknął Eren, patrząc spode łba jak mężczyzna
opuszcza pomieszczenie.
Westchnął głęboko zamknął oczy. Odchylił głowę do tyłu i
zasłonił twarz dłońmi.
Gdy ocknął się z zamyślenia i rozejrzał, ze zdziwieniem
stwierdził, że znów jest na korytarzu. Zmarszczył czoło i
rozejrzał się dookoła. To dziwne. Miał posprzątać… Nie
pamiętał, żeby skończył. Ani żeby wychodził. Skąd ta dziura w
pamięci?
Odwrócił się na pięcie z zamiarem sprawdzenia, czy na pewno
wszystko już w porządku. O mało nie krzyknął, widząc tuż przed
sobą Petrę, która wpatrywała się w niego z szerokim uśmiechem.
- Przepraszam – powiedziała, próbując powstrzymać rozbawienie.
- Nie wiedziałam, że taki pan strachliwy.
Pan? Od kiedy zwracała się do niego per pan? I od kiedy była
prawie tego samego wzrostu co on?
- Petra? - spytał głupio, dziwnie niskim głosem. - Chwila.
Urosłaś?
W jednej chwili uśmiech zszedł z jej twarzy. Skrzyżowała ramiona
i prychnęła cicho.
- No wie pan? Głupie żarty, kapitanie.
- Er…! Tsh… Kapitanie?
Spojrzał ponad ramieniem Petry na zbliżającą się osobę. Ku
swemu jeszcze większemu zdumieniu, korytarzem niespiesznie szedł on
sam - Eren Jaeger.
Petra również się odwróciła. Uśmiech wrócił na jej twarz. Z
daleka pomachała nadchodzącemu chłopakowi i ruszyła w jego
kierunku. Eren usłyszał, jak zwróciła się do niego po imieniu.
To znaczy do tego drugiego niego.
- Uważaj – Petra położyła dłoń na jego ramieniu. - Kapitan
jest jakiś nieswój.
Drugi Eren skinął lekko głową i uśmiechnął się wymuszenie,
jakby kobieta opowiedziała mu właśnie średnio zabawny dowcip.
Poczekał, aż zniknie za rogiem, po czym z pochmurną miną zbliżył
się do tego Erena, któremu wydawało się, że jest tym właściwym.
- Eren?
Chłopak niepewnie skinął głową. W spojrzeniu tego… sobowtóra
widział coś znajomego. Nie umiał tylko określić co dokładnie. W
dodatku jakim cudem jego własny klon był od niego wyższy? Co tu
się do cholery stało?!
- Zajebałbym cię, gdybym miał pewność, że to cokolwiek zmieni.
- Ale ja… - odezwał się i wtedy dotarło do niego, że to nie był
jego głos. - O cholera.
Przecież to był głos kapitana Levia. Zerknął w dół, by
przekonać się, że faktycznie ma na sobie cudze ciuchy. I w dodatku
czuł się tak… dziwnie niski. Nie przywykł do ciągłego
patrzenia do góry na swoich rozmówców. Ale skoro on był w ciele
kapitana Ackermanna, to znaczy, że...
- Po twojej durnej minie na mojej twarzy wnioskuję, że już się
domyśliłeś, co się stało?
Eren wpatrywał się w tego drugiego Erena. Nie mógł pojąć, jak
do tego doszło. Że niby co? Zamienili się ciałami? Umysłami?
Duszą? Cholera… Oby to był tylko sen. Oby to był tylko głupi,
irracjonalny sen. Tak, na pewno tak jest. Musiał zasnąć podczas
sprzątania.
Wyciągnął rękę, by sprawdzić, czy aby na pewno drugi on jest
rzeczywisty. Spodziewał się, że nie poczuje dotyku ani
temperatury, a jednak gdy szturchnął stojącego przed nim chłopaka
w policzek, czuł wyraźnie ciepło miękkiej skóry. Dla pewności
dźgnął palcem jeszcze nos, czoło i drugi policzek.
- Tak, Eren, to twoje ciało. I tak, ty jesteś, niestety, w moim…
Zabieraj wreszcie te łapska!
Nagłe pacnięcie w rękę nareszcie poskutkowało.
- Kapitanie, ja naprawdę… - jęknął Eren, cofając rękę. - Nie
mam pojęcia jak do tego doszło!
Raz jeszcze przyjrzał się sobie, by przekonać się, że na pewno
nie jest w swoim ciele. Przełknął głośno ślinę i podniósł
głowę.
- Co teraz? - bąknął niepewnie.
- Mnie pytasz, kretynie?
Zastygł z ręką w górze, gotową do uderzenia. Dziwnie było mu
uderzyć samego siebie, nawet jeżeli teraz był tam Eren.
- Kapitanie, wszystko w porządku?
Obaj jednocześnie spojrzeli w tym samym kierunku. Korytarzem szedł
do nich wyraźnie zaniepokojony Gunther, a za nim jak cień podążał
zaciekawiony Oluo. Levi uchylił usta, by coś powiedzieć, ale
właśnie w tej samej chwili przypomniał sobie, że dla nich teraz
jest tym głupkiem, Erenem. Z kolei głupek był nim… To
zwiastowało same kłopoty. Odkaszlnął, by zwrócić na siebie
uwagę chłopaka, po czym ledwo dostrzegalnie skinął głową.
- Eeeee… Tak, oczywiście. Musimy sobie tylko… porozmawiać… z
Jaegerem – wydukał dość niepewnie Eren.
Levi westchnął i przewrócił oczami, za co Oluo szturchnął go
łokciem w żebra.
- Z szacunkiem do kapitana, gówniarzu.
- Pierdol się – syknął Levi i tym razem dostał w twarz. -
Tyyyyyy…
- Dość!
Wszyscy spojrzeli na Erena, który postanowił przerwać tę
potyczkę.
- Ale kapitanie, ten gówniarz…
- Powiedziałem dość, Oluo.
Starał się mówić jak najbardziej opanowanym, a jednocześnie
stanowczym tonem. Miał takie dziwne przeczucie, że im dłużej
będzie się to ciągnąć, tym mocniejsze konsekwencje spadną
później na niego.
- Rozejść się – dodał, usilnie próbując zapanować nad
drżeniem głosu.
Gunther i Oluo popatrzyli po sobie niepewnie, ale nie zaprotestowali.
Kiwnęli lekko głowami, obrzucili Levia ostatnim oburzonym
spojrzeniem i odeszli, rozmawiając przy tym szeptem.
- Słuchaj, kretynie – warknął Levi, kiedy obaj mężczyźni
znikli już z ich pola widzenia. - Do wieczornej zbiórki masz
siedzieć w moim pokoju. Nie wyściubiasz stamtąd nosa, nie
przyjmujesz nikogo, niczego nie dotykasz. Rozumiesz? Niczego. I
przestań tak na mnie patrzeć, bo jeszcze pomyślę, że na co dzień
wyglądam jak idiota.
Prychnął, spoglądając na uwięzionego w jego ciele Erena
krytycznym wzrokiem. Odwrócił się z zamiarem odejścia, ale
chłopak natychmiast zrównał się z nim krokiem.
- Kapitanie, a co potem?
- Kiedy?
- No, na spotkaniu. Jeżeli dalej będę… A pan…
Levi zatrzymał się i wlepił wzrok w ścianę naprzeciwko.
- Eren. Zakładając, że Hanji jak zwykle coś spierniczyła, to nie
może trwać wiecznie. Po prostu się nie wychylaj. Przygotuję ci
kartki, z których będziesz mógł czytać, ale spróbuj też czasem
ruszyć mózgownicą. A teraz idź już.
Chłopak niepewnie pokiwał głową.
- Kapitanie, jeszcze jedno.
Levi zacisnął dłonie w pięści. Zatrzymał się w pół kroku i
odwrócił, wzdychając przy tym męczeńsko.
- No?
- Bo… wczoraj zjawili się tutaj moi przyjaciele. I gdyby Mikasa
albo Armin…
- Eren, zastanów się dwa razy, zanim to powiesz. Umiem rozmawiać z
ludźmi.
Eren spojrzał na niego z powątpiewaniem. Widząc jednak minę
rozmówcy, dla własnego dobra postanowił nic więcej nie mówić na
ten temat.
- Jeżeli to już wszystko, to zejdź mi w końcu z oczu.
- Tak jest.
Późnym popołudniem wszyscy zebrali się w jednej z sal, w której
oprócz kilku długich ławek wisiała również spora tablica. Eren,
którego krępowało ciągłe siedzenie w pokoju Ackermanna, zjawił
się w niej pierwszy. Usiadł z przodu i jęknął, uderzając czołem
o stojącą przed nim ławkę.
- To jakiś koszmar – jęczał, kręcąc głową z boku na bok.
- Siemanko, kapitanie Levi!
Ktoś z całej siły uderzył go otwartą dłonią w plecy.
Zakaszlał, bo na chwilę zatkało mu dech, a potem odwrócił się,
by spojrzeć na swojego oprawcę. Hanji stała z rękami na biodrach
i szczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Otworzył usta, by
powiedzieć, że to on, Eren, żeby pomogła mu się z tego wyplątać,
ale potem zauważył stojące za nią osoby. Gunther szturchnął
Elda i szepnął mu coś na ucho.
Sala powoli wypełniła się ludźmi. Hanji usiadła na ławce przed
Erenem i rozprawiała o ostatnim eksperymencie, aż nazbyt radośnie
machając przy tym nogami. Jej słowa wpadały chłopakowi do głowy
jednym uchem, a wypadały drugim ułamek sekundy później. Doskonale
znał te jej eksperymenty. I wcale nie podzielał jej entuzjazmu.
- Oooooch! Jest i mój ulubieniec!
Zoe zerwała się z miejsca i podeszła do kogoś, kto właśnie
wszedł do sali. Znużony jej opowieścią chłopak z lekkim
zdziwieniem i niepokojem zarazem stwierdził, że był to kapitan
Ackermann, który jednak dla Hanji był teraz przecież nim –
Erenem Jaegerem. Jęknął w duszy, widząc jak okularnica przyciąga
go do siebie i wolną ręką czochra mu włosy.
Levi skrzywił się i odepchnął od siebie Hanji. Ruszył w głąb
sali, po drodze niby przypadkiem nachylając się w stronę Erena.
- Nie siedź jak idiota, Jaeger – szepnął. - Pamiętaj jaki jest
plan. Patrz, czytaj, powtarzaj. I myśl. Ale nie za dużo, żebyś
czegoś przypadkiem nie spieprzył. Jasne? - spytał, nie patrząc na
niego, tylko gdzieś przed siebie.
- Tak jest – odparł równie cicho Eren.
Wstał i wyszedł na środek. Prawie nikt nie zareagował, gdy
poprosił ich o ciszę. Uderzył otwartą dłonią w stół, ale i to
wywołało marny efekt. Zaledwie kilka osób spojrzało na niego z
nikłym zainteresowaniem. Rozejrzał się po sali. Zobaczył Jeana,
usilnie próbującego zwrócić na siebie uwagę Mikasy, która
jednak wolała zagłębić się w rozmowie z Arminem. Sashę, która
niby ukradkiem wsuwała sobie co chwilę do ust kawałek chleba.
Petrę, której podejrzliwy wzrok przyprawiał go o dreszcze na
plecach. Wreszcie jego wzrok padł na Ackermanna.
- Jaeger – przeczytał Eren z kartki, którą trzymał kapitan.
Potem zorientował się, że widnieją tam też trzy wykrzykniki. -
Jaeger! - krzyknął, a wszyscy od razu uciszyli się, spojrzeli na
niego, a następnie na siedzącą z samego tyłu osobę.
Levi szybko odłożył notatnik zapisaną stroną w dół. Prychnął
pod nosem i odchylił się na krześle, oparciem prawie dotykając
kamiennej ściany za sobą. Siedzący obok niego blondyn dotknął
lekko jego ramienia. Spojrzał więc na niego pytająco. Chłopak
mówił coś do niego, ale niewiele słów docierało na właściwe
miejsce. Jak mu było na imię? Ermin? Armen? Ta, któreś z dwóch.
- Co tam mamroczesz?
To pytanie zbiło z tropu blondyna. Urwał wpół słowa i spuścił
wzrok na swoje splecione dłonie.
- Pytałem, czy wszystko w porządku – powiedział w końcu cicho.
Na chwilę zerknął na siedzącą obok Mikasę, a potem znów na
przyjaciela. - Od wczoraj zachowujesz się dziwnie. Ja i Mikasa
martwimy się o ciebie – zakończył prawie niedosłyszalnie,
pozwalając by włosy przykryły mu twarz.
Levi spojrzał na niego krytycznie. Co za dzieciak… Przeniósł
wzrok na Erena, który stał na środku i najwyraźniej nie wiedział
co ze sobą zrobić. Szybko naskrobał więc coś na kartce.
- Kapitanie, mógłby pan wreszcie kontynuować? - spytał, a gdy
wszyscy skupili wreszcie wzrok na Erenie, podniósł notatnik do
góry.
Chłopak odkaszlnął, jednocześnie szybko odczytując zapisane na
kartce zdanie.
- Eeeee… Więc… Ja… - Widząc jak Levi krzywi się z
dezaprobatą, postanowił wziąć się w garść. - Obmyśliłem
metodę, dzięki której zabijemy mnie… to znaczy ciebie, Eren,
tylko w połowie.
- Słucham? - spytał Levi, dość miernie udając zdziwionego i
przewracając kartkę w notatniku.
- Wcześniej mówiłem, że będę cię w stanie zatrzymać tylko
poprzez zabicie. - Z trudem przełknął ślinę. Doskonale pamiętał
wszystkie groźby kapitana Levia. - Jednak dzięki tej metodzie tylko
poważnie cię zranię.
Levi sugestywnie popukał palcem w narysowany obok obrazek. Eren
wpatrzył się w niego, próbując zapamiętać wszystkie szczegóły,
a jednocześnie nie przejmować się tym, że wszyscy zebrani w sali
przyglądają mu się z zainteresowaniem. Odwrócił się do tablicy,
by przerysować schemat, ale przypadkowo strącił łokciem gąbkę,
która wznieciła niewielką chmurę kredowego pyłu.
- Tsh, idiota – burknął pod nosem Levi, a Mikasa posłała mu
podejrzliwe spojrzenie.
- Zamknij się już, bałwanie – syknął Jean, siedzący nieco
bardziej z przodu.
- Sam się zamknij, ty… - nie dokończył, bo ktoś złapał go za
rękę. Odwrócił się i spojrzał na Armina takim wzrokiem, że ten
natychmiast go puścił. - Niech to się już skończy – mruknął
sam do siebie.
Eren skończył rysować i odłożył kredę. Uśmiechnął się
nikle, widząc swoje dzieło. Wreszcie coś mu się udało. Ponownie
zerknął w stronę Levia, który miał już przygotowaną kolejną
kartkę.
- Jak mówiłem, w ten sposób tylko cię zranię. Do wykonania tej
metody niezbędne są ogromne umiejętności. Dlatego nikt –
potoczył wzrokiem po sali, powoli wczuwając się w rolę –
powtarzam nikt prócz mnie lub wyznaczonej przeze mnie osoby nie
może tego zrobić. Pomysł polega na wycięciu cię z karku tytana,
Eren. Co prawda odetniemy ci przy tym ręce i nogi – tu głos Erena
lekko się załamał – ale one i tak wkrótce odrosną jak u
jakiejś jaszczurki. Obrzydliwe.
Zamyślił się na chwilę, patrząc na rysunek tytana na tablicy.
Przecież nie miał pojęcia, w jaki sposób odrasta jego ciało.
Może jednak był na to inny sposób? W duszy jednak widział
zdegustowaną minę Ackermanna i jego gadanie o ryzyku oraz
poświęceniu. Jeśli już o tym mowa… Zerknął w stronę
kapitana.
- A teraz co do reszty… - zaczął odczytywać kolejne zdania.
Mikasa co jakiś czas zerkała podejrzliwie w stronę siedzącego
obok chłopaka. Zdecydowanie nie zachowywał się jak zwykle. I czemu
tak machał tym notesem? Nachyliła się do niego za plecami Armina.
Lekko dotknęła jego ramienia, by zwrócił na nią uwagę.
- Eren, co ty robisz? - spytała przyciszonym głosem.
Ten spojrzał na nią i zmrużył oczy. Odłożył notatnik – i jak
w takich warunkach działać? Jak nie jedno to drugie się przyczepi
jak gówno do buta.
- Nie twój biznes.
- Zachowujesz się dziwnie.
- Nie twój zasrany biznes – powtórzył dobitniej.
Mikasa wyprostowała się. Ona i Armin popatrzyli po sobie niepewnie.
- Nie sądzisz, że coś z nim nie tak? - spytał blondyn ledwo
dosłyszalnym szeptem.
Eren odetchnął głęboko, kładąc się na łóżku w ubraniach.
Miał totalny mętlik w głowie, a serce waliło mu jak młot.
Dobrze, że ten dzień się już skończył. I że przetrwał
zbiórkę, bo inaczej mógłby nie wyjść z tego cało. Zostałby
duszą błąkającą się wiecznie po świecie, bo nie miałby po co
wracać do swojego ciała, gdyby kapitan pociął go na kawałeczki,
a sam wrócił do siebie.
- O czym ja myślę? - jęknął Eren, podnosząc się do siadu i
chowając twarz w dłoniach.
Powoli zaczął rozpinać guziki koszuli. Dziwnie się czuł ze
świadomością, że tak naprawdę rozbiera nie siebie, tylko
kapitana Ackermanna, więc usilnie starał się nie patrzeć w dół.
Gdy zdjął koszulę, w pierwszym odruchu chciał ją rzucić na
podłogę. Przyszła mu jednak do głowy myśl, że gdyby przez noc
wrócił do siebie, a Levi rano zobaczyłby co zrobił z jego
ubraniem… Wstał więc i grzecznie powiesił koszulę na oparciu
krzesła.
Mimowolnie spojrzał w dół na tymczasowo swój brzuch. To, że
kapitan miał całkiem nieźle zbudowane ciało wcale go nie
zdziwiło, ale i tak nie mógł się oprzeć, by nie dotknąć palcem
mięśni na brzuchu. W efekcie nie usłyszał ani pukania, ani
otwierania drzwi.
- Kapitanie?
Drgnął lekko, słysząc tuż za sobą głos Petry. Odwrócił się
i spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Petra? - bąknął słabym głosem. Odchrząknął, żeby zapanować
nad sobą. - Petra, co tu robisz o tej porze?
- Ja… Mam prośbę. Ale może przyjdę za chwilę?
- Nie, nie… W porządku…
W popłochu rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie dostrzegł jednak
żadnej szafy. Gdzie więc u cholery ten człowiek trzymał jakieś
ubrania?! Jeżeli ubierze tę samą koszulę, w której chodził cały
dzień, wyjdzie na głupka. Z kolei paradować tak bez…
- Chciałabym prosić o pozwolenie powrotu do Trostu na jeden dzień.
- Słucham?
Prośba Petry tak go zdziwiła, że chwilowo zapomniał o problemie z
ubraniem. Zwłaszcza gdy zobaczył, jak odwraca głowę, a w jej
oczach lśnią łzy.
- Coś się stało? - spytał łagodnie, kładąc dłoń na jej
ramieniu.
Spojrzała na niego, nie kryjąc zdziwienia. Wtedy Eren uświadomił
sobie, że przecież powinien zachowywać się jak Ackermann. A
szczerze wątpił, by mężczyzna paradował półnago przed
kobietami i traktował je jak małe dzieci. Odchrząknął więc i
zabrał rękę. Skrzyżował ręce, próbując przybrać obojętny
wyraz twarzy.
- No więc? Siadaj i mów.
Petra skinęła głową i niepewnie usiadła na skraju krzesła.
- Chodzi o to, że dostałam wiadomość. Mój ojciec… On… Jest
poważnie chory. Boję się, że więcej go nie zobaczę.
Zwiesiła głowę i położyła dłonie na kolanach. Bezwiednie
zacisnęła je w pięści. Nie chciała płakać przy kapitanie, ale
mimo wszystko nie udało jej się powstrzymać. Zła na siebie za
okazanie aż takiej słabości otarła oczy wierzchem dłoni.
Odchyliła się do tyłu, widząc twarz Levia zaledwie kilka
centymetrów przed sobą, gwałtownie wciągnęła powietrze.
- Co pan robi? - spytała zaskoczona.
- Petro, ja naprawdę bardzo ci współczuję – odparł cicho Eren,
podając jej chusteczkę.
Chwilowo miał w nosie to, czy takie zachowanie pasowało do
kapitana. Cóż. Najwyżej poprawi jego stosunki z ludźmi. Wielkie
halo.
- Dziękuję. Gdzie wyrzucić?
Eren machnął ręką obojętnie.
- Daj gdziekolwiek.
- Ale… zrobi się bałagan.
- Och, no tak… - Rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając
wzrokiem kosza. - Wyrzuć tam.
Skinęła lekko głową. Od płaczu zaczęło ją nieprzyjemnie
cisnąć w głowie. Wstając zachwiała się, a Eren automatycznie
chwycił ją za przedramię.
- Musimy pogadać, Jae… Petra?
- Mógłbyś wcześniej dawać znać, że wchodzisz, Eren –
fuknęła, odsuwając się od mężczyzny.
Levi zmrużył oczy, ale nie skomentował tego nijak. Nie pukałby,
gdyby wiedział, że będzie o tej porze siedzieć w jego pokoju z
kimś, kto mimo wszystko nim nie był.
- Po co przyszłaś?
- To sprawa między mną a kapitanem.
- Właśnie widzę. Swoją drogą, pan kapitan to mógłby się ubrać
– dodał z przekąsem.
Zawstydzony tą uwagą Eren spuścił głowę, wbijając wzrok w
czubki swoich butów. Wymamrotał niewyraźnie przeprosiny, ale dalej
nie ruszył się z miejsca. Petra obróciła się w jego stronę z
niemą prośbą w oczach. Zerknął ponad jej ramieniem, a Levi lekko
pokręcił głową, po czym wskazał drzwi.
- Ehm… Więc… Przykro mi, ale nie mogę się zgodzić Petro –
wyrecytował Eren, ciągle na nią nie patrząc. - Proszę, idź już.
Muszę porozmawiać z kap… To jest z Jaegerem.
- Ale…
- Petro, proszę. Idź już.
Mruknęła coś pod nosem niezadowolona i odwróciła się, by wyjść.
Po drodze nie omieszkała prawdziwemu Leviowi nadepnąć na stopę.
Na koniec odwróciła się i pokazała mu język. Dopiero wtedy
wyszła, zatrzaskując za sobą ostentacyjnie drzwi.
- Tsh… - Levi podszedł do łóżka i usiadł na jego skraju,
opierając przedramiona na kolanach. - Co ją ugryzło?
- Jej ojciec zachorował – wyjaśnił Eren i w tej chwili coś
sobie uświadomił. - Chwila. Kazał mi pan odmówić, choć nie
wiedział, po co przyszła?
- Masz z tym jakiś problem, Jaeger?
- No bo…
- Wiesz co? Ty to się lepiej ubierz, bo jak jeszcze ktoś przyjdzie
złożyć mi wizytę…
Westchnął i przetarł twarz dłonią. Za co go pokarało takim
obrotem spraw?
- Chciałem! Tylko nie wiem gdzie jest coś do ubrania – bąknął
Eren zawstydzony.
Levi wstał i podszedł do sporego kufra stojącego pod ścianą.
Otworzył wieko i wyciągnął z niej pierwszą lepszą rzecz do
ubrania. Rzucił materiał Erenowi, który złapał go w ostatniej
chwili przez upadkiem na ziemię, po czym zaczął wciągać przez
głowę.
- Tylko mi tego nie uświń – zastrzegł Levi, zamykając skrzynię.
- Chyba chciał pan ze mną o czymś porozmawiać.
- Raczej sprawdzić co udało ci się spaprać. Ale o dziwo jakoś
przeżyliśmy ten dzień i wypadłeś naprawdę dobrze.
- Poważnie?
Eren wyszczerzył zęby w uśmiechu. A więc ocalony!
- Nie.
- Heeee? - bąknął głupio.
- No i co się gapisz? Gdyby nie to, że chwilowo jesteś mną,
ukatrupiłbym cię tu i teraz.
- Ale za co? - jęknął Eren, nic z tego nie rozumiejąc.
Cały dzień przecież starał się jak tylko mógł, by nie zawieść
kapitana.
- Za gówno!
Levi zbliżył się do chłopaka i wyciągnął w jego kierunku ręce.
Eren odchylił się i zacisnął powieki. W każdej chwili spodziewał
się, że cierpliwość kapitana jednak się wyczerpie i jego pięść
znajdzie drogę do jego własnego nosa, nawet jeżeli nie powinien
okładać swojego ciała, jednocześnie będąc w innym. Uderzenie
jednak nie nastąpiło. Brunet złapał go tylko za ramię i
strzepnął jakiś paproch z prawego barku.
- Jutro musimy porozmawiać z okularnicą.
Eren pokiwał głową.
- Dlaczego nie możemy iść teraz?
- Nie chcę wzbudzać niczyich podejrzeń takimi posiedzeniami. Masz
tu siedzieć dopóki nie przyjdę, zrozumiano? I nie wpuszczaj
nikogo… Zwłaszcza bez ubrań. Zrozumiano?
- Tak jest.
Gdy rano Eren otworzył oczy, niestety okazało się, że dalej jest
w pokoju kapitana. Ledwo usiadł na łóżku, kiedy ktoś zapukał do
drzwi i nie czekając na pozwolenie wszedł do środka.
- Wytłumacz jej, że to naprawdę ty, Eren – powiedział Levi,
szturchając łokciem stojącą obok niego Zoe.
- T-tak – zająknął się Eren i skinął głową. - Ja… nie
wiem jak to się stało, ale kapitan i ja… No, widzi pani.
Oczy Hanji rozjarzyły się blaskiem. Zaczęła piskać i
podskakiwać, a w przypływie emocji uściskała nawet stojącego
obok mężczyznę. Levi prychnął z pogardą i odepchnął ją od
siebie.
- O rany, jakie to fantastyczne! Będę mogła zrobić na was mnóstwo
eksperymentów! Opowiedzcie mi wszystko dokładnie. Jak do tego
doszło? Jak się czujecie? A co z sikaniem? Nie krępuje was to?
Ciekawe, czy teraz dalej mógłbyś zamieniać się w… O, a
właściwie jak mam do was mówić? Ty jesteś Levi, a tam Eren, czy
to Levi, a ty Eren? Mam tyle pomysłów! Ja…
- Zamknij się i słuchaj. - Levi pociągnął ją za ucho. - Gówno
mnie obchodzą twoje chore eksperymenty. Masz to odkręcić.
Puścił ją i usiadł przy stole, zakładając nogę na nogę. Eren
uklęknął na łóżku przysiadając na piętach i patrzył to na
wzburzonego Levia, to na zawiedzioną Hanji.
- Czyli nie będzie eksperymentów? - jęknęła z zawodem.
- Nie.
- Ani eksperymencików?
- Kurwa mać, czy do ciebie nie dociera?!
Levi uderzył pięścią w stół. Nachylająca się nad nim Hanji
podskoczyła lekko i odsunęła się o krok.
- Masz zakaz eksperymentowania na Erenie, dopóki nie opuści mojego
ciała. Jasne?
- Zasadniczo… - Hanji zawahała się na chwilę. Bawiła się
swoimi palcami, szukając odpowiednich słów. - Ja nie chcę
eksperymentować na Erenie, tylko na jego, um, ciele… Czyli nawet
jeżeli go tam nie ma…
- Pierdol się, Hanji. Nie zgadzam się.
- No dobrze. To inne pytanie. Jak to jest mieć normalny wzrost,
Levi? Wreszcie nie musisz zadzierać głowy, żeby…
Eren zasłonił twarz dłonią, nie mogąc opanować śmiechu.
- Powiedziałem pierdol się. Po prostu zrób coś z tym, do cholery!
- No dobrze, dobrze... To ile tego łyknęliście?
Eren i Levi popatrzyli po sobie.
- Właściwie w ogóle – wyjaśnił pierwszy z nich. - Jak tylko to
coś się roztrzaskało, to pojawił się taki dziwny zapach. No i
bum, potem ocknąłem się na korytarzu w…
- Nie kończ, Jaeger. Sam to zrobię – wtrącił Levi i pokrótce
streścił wszystko co zaszło od wczorajszego dnia.
Hanji usiadła na podłodze po turecku i wpatrywała się w rozmówcę
ze szczerym zainteresowaniem. Co jakiś czas kiwała głową lub
zadawała pytanie, dowiadując się kolejnych szczegółów.
- Cóż. Wygląda na to, że Eren niechcący rozbił jedną z moich
cennych probówek… Właśnie pracuję nad czymś, co może pomóc
nam rozwiązać tajemnicę jego niespodziewanych przemian.
- Przepraszam – bąknął chłopak, zwieszając głowę i
czerwieniąc się lekko. - Ja nie chciałem…
- Przestań, bo przez ciebie wyglądam żałośnie – wtrącił Levi
zniesmaczony tym faktem. - A ty się nie śmiej, głupia, bo to twoja
wina!
Hanji przestała chichotać i zmarszczyła czoło. Wycelowała w
niego palcem.
- Wcale nie! To Eren zrobił bajzel!
- Hej! - wtrącił chłopak. - Ale gdyby kapitan nie przewrócił
krzesła, to nic bym nie rozwalił!
- Dobra! - Levi wywrócił oczami. - Czyli i tak wina Hanji. I na tym
zostańmy. Pytam po raz setny. Jak. To. Odkręcić?
Kobieta oparła łokcie na kolanach i złączyła dłonie czubkami
palców. Levi i Eren wpatrywali się w nią uporczywie, podczas gdy
ona zamyśliła się na dłuższą chwilę.
- No więc? - burknął w końcu Levi ze zniecierpliwieniem.
- Co? Jakie było pytanie?
- Kurwa mać, Hanji!
Zerwał się ze swojego miejsca i podszedł do niej. Nachylił się,
po czym złapał za przód koszuli i przyciągnął do siebie.
- Gadaj.
- No już, już… Po co te nerwy? Nie wiesz, że złość piękności
szkodzi?
- Jakbyś jeszcze nie zauważyła, chwilowo i tak nie jestem w swoim
ciele, więc jebie mnie to totalnie – warknął, odpychając ją od
siebie.
Zachwiała się, tracąc na chwilę równowagę. W ostatniej chwili
podparła się z tyłu rękami i w efekcie tylko okulary zjechały
jej na czubek nosa. Odchrząknęła i poprawiła je.
Eren chciał zaprotestować, słysząc komentarz kapitana. W
ostatniej jednak chwili przypomniał sobie, że nie warto zaczynać.
Poprzestał więc na burczeniu pod nosem.
- Co tam mamroczesz, Jaeger? - spytał Levi, dalej stojąc do niego
tyłem.
- Eeee… Że ja?
- Nie, ja – warknął, spoglądając przez ramię i posyłając
chłopakowi mordercze spojrzenie.
- To ma sens, biorąc pod uwagę, że teraz nim jesteś – wtrąciła
Hanji.
Levi ryknął wściekle. Odchylił głowę do tyłu i przycisnął
dłonie do twarzy. Oddychał głęboko i niespokojnie, krążąc
wolno po pomieszczeniu.
- No już, już. Wyluzuj.
Hanji wstała z podłogi. Zatarasowała wędrującemu Leviowi drogę,
stając w lekkim rozkroku z rękami na biodrach. Wyszczerzyła zęby
i wyciągnęła w jego kierunku kciuk uniesiony ku górze.
- Samo przejdzie.
- Co?! - Eren wychylił się z łóżka tak bardzo, że o mało nie
spadł na podłogę.
- Ty chyba kpisz, okularnico. - I mówisz nam to dopiero teraz?
- Er… Przepraszam. Levi, mógłbyś czasem ruszyć tą głową,
nawet jeśli jest cudza. Skoro tylko się nawąchaliście, to nic wam
nie będzie. A szkoda. Myślałam, że będę miała wystarczająco
dużo czasu, by namówić cię na jakiś mały eksperymencik.
- Hanji…
- Dobra, dobra, żartowałam! - Zoe uniosła dłonie w obronnym
geście. - Myślę, że efekt nie utrzyma się więcej niż dwie
doby.
- Znaczy mamy w tym tkwić drugie tyle? - jęknął Eren.
Levi prychnął i skrzyżował ręce.
- To nie ty ciągle obrywasz, Jaeger – przypomniał.
- Musisz przyznać Levi, że masz do tego talent, żeby ludziom popadać - powiedziała Hanji, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.
- Zamknij się już, Zoe...
Hanji roześmiała się radośnie. Otwartą dłonią poklepała Levia po plecach. Przestała dopiero pod groźbą utraty życia. Jakoś ciężko było jej wyczuć, czy kapitan w tej chwili żartuje, czy jednak nie.
- I przynieś wiadro czystej wody! -wrzasnął Oluo, siedząc na stopniach i czyszcząc ostrza.
Eren burknął coś pod nosem i chwycił wiadro z pomyjami. Wylał jego zawartość na trawę, a następnie ruszył w kierunku studni. Nachylił się nad nią i zerknął na swoje odbicie. Machinalnie poprawił włosy, po czym zabrał się za nabieranie wody.
Nagle jednak zorientował się, że w wodzie widzi naprawdę swoją twarz. Że znowu jest Erenem Jaegerem. Z wrażenia wypuścił wiadro z rąk. Przedmiot z brzękiem zleciał na samo dno.
- Tak! Nareszcie! - zawołał Eren i pobiegł w kierunku zamku.
- Hej, Jaeger, a ty dokąd?! - wrzasnął za nim Oluo.
- Muszę porozmawiać z kapitanem! - krzyknął chłopak przez ramię i nie zważając na kolejne upomnienia pobiegł dalej.
Wpadł do kwatery i przejrzał się. Gdzie teraz mógł być Ackermann? Skoro jeszcze przed chwilą sam nim był... No tak!
Znów puścił się biegiem przez pusty korytarz. Wybiegł zza rogu i zderzył się z kimś. Jęknął, łapiąc się za szczękę.
- Patrz co robisz, Jaeger.
- Kapitanie! To naprawdę pan? Udało się! Udało!
Z radości rzucił się na szyję stojącego przed nim mężczyzny. Śmiał się przy tym głośno i gadał na przemian, nie dając Leviowi dojść do słowa. W końcu zastygł w bezruchu, pozwalając emocjom na uspokojenie się.
-Eren, durniu, puszczaj mnie.
- Kapitanie, tak się cieszę...
- Eren?
Chłopak odsunął się od Ackermanna i odwrócił. Kawałek dalej zauważył Mikasę i Armina, przyglądających im się z dziwnymi minami. Raz jeszcze roześmiał się i podszedł, by również ich przytulić.
- Eren, dobrze się czujesz? - bąknął Armin.
- Eren, chyba masz gorączkę - stwierdziła Mikasa, przyglądając mu się badawczo. - Chodź. Zaopiekuję się tobą i raz dwa wyzdrowiejesz.
Złapała go pod ramię i zaczęła prowadzić korytarzem wiodącym w prawo. Eren chciał coś powiedzieć, ale Mikasa nie dała mu dojść do słowa.
- Eren - wtrącił jeszcze przeglądający się im Levi. - Jutro myjesz wszystkie korytarze. O ósmej mają lśnić.
- Zamknij się już, Zoe...
Hanji roześmiała się radośnie. Otwartą dłonią poklepała Levia po plecach. Przestała dopiero pod groźbą utraty życia. Jakoś ciężko było jej wyczuć, czy kapitan w tej chwili żartuje, czy jednak nie.
- I przynieś wiadro czystej wody! -wrzasnął Oluo, siedząc na stopniach i czyszcząc ostrza.
Eren burknął coś pod nosem i chwycił wiadro z pomyjami. Wylał jego zawartość na trawę, a następnie ruszył w kierunku studni. Nachylił się nad nią i zerknął na swoje odbicie. Machinalnie poprawił włosy, po czym zabrał się za nabieranie wody.
Nagle jednak zorientował się, że w wodzie widzi naprawdę swoją twarz. Że znowu jest Erenem Jaegerem. Z wrażenia wypuścił wiadro z rąk. Przedmiot z brzękiem zleciał na samo dno.
- Tak! Nareszcie! - zawołał Eren i pobiegł w kierunku zamku.
- Hej, Jaeger, a ty dokąd?! - wrzasnął za nim Oluo.
- Muszę porozmawiać z kapitanem! - krzyknął chłopak przez ramię i nie zważając na kolejne upomnienia pobiegł dalej.
Wpadł do kwatery i przejrzał się. Gdzie teraz mógł być Ackermann? Skoro jeszcze przed chwilą sam nim był... No tak!
Znów puścił się biegiem przez pusty korytarz. Wybiegł zza rogu i zderzył się z kimś. Jęknął, łapiąc się za szczękę.
- Patrz co robisz, Jaeger.
- Kapitanie! To naprawdę pan? Udało się! Udało!
Z radości rzucił się na szyję stojącego przed nim mężczyzny. Śmiał się przy tym głośno i gadał na przemian, nie dając Leviowi dojść do słowa. W końcu zastygł w bezruchu, pozwalając emocjom na uspokojenie się.
-Eren, durniu, puszczaj mnie.
- Kapitanie, tak się cieszę...
- Eren?
Chłopak odsunął się od Ackermanna i odwrócił. Kawałek dalej zauważył Mikasę i Armina, przyglądających im się z dziwnymi minami. Raz jeszcze roześmiał się i podszedł, by również ich przytulić.
- Eren, dobrze się czujesz? - bąknął Armin.
- Eren, chyba masz gorączkę - stwierdziła Mikasa, przyglądając mu się badawczo. - Chodź. Zaopiekuję się tobą i raz dwa wyzdrowiejesz.
Złapała go pod ramię i zaczęła prowadzić korytarzem wiodącym w prawo. Eren chciał coś powiedzieć, ale Mikasa nie dała mu dojść do słowa.
- Eren - wtrącił jeszcze przeglądający się im Levi. - Jutro myjesz wszystkie korytarze. O ósmej mają lśnić.
Siemka~! :* :*
OdpowiedzUsuńW końcu jestem, w końcu skończyły mi się pomysły na pisanka, dlatego oddaje się komentowaniu póki wena nie wróci xD a tutaj raczysz me oczka SnK, więc jakżebym mogła odwlekać komentarz <3
Wiesz, ja tu cię będę tylko chwalić, bo wszystko mi się mega, mega podoba :D i pomysł i zachowania bohaterów i humor :D Podziwiam, bo tak właśnie doszłam do wniosku, że ja nie dałabym rady napisać niczego bez wlepienia tam jakiegoś romansu – zazdroszczę, że potrafisz być w tej kwestii elastyczna :D jeszcze tak á propo zachowania bohaterów, to naprawdę mega <3 teraz już się nie czepiam, bo świetnie odwzorowałaś postacie, ja sobie ich nawet tak wyobrażam :D mhm, totalnie! xD
Po tym krótkim wstępie, pozwolę sobie zacząć od komentowania treści :D
Eren sprząta, no kto by pomyślał (sarkazm) XDD ale Levi nawet uznał jego umiejętności, a to chyba największy z możliwych zaszczytów :P potem niestety wrócił stary Eren i narobił syfu, tak się dzieje, jak nie słucha się swojego hejcio xD chociaż podenerwowanie Levia też nie jest takie niewinne xD
UsuńTak na marginesie to pewnie po tym jak ogarnął, że jest w ciele Erena, to wpierw sam usprzątał te rozbitą fiolkę :P ja już ci powiedziałam na privie, że ten żarcik o niskim wzroście był chamski, ale teraz, po zrozumieniu kontekstu śmiałam się jeszcze bardziej xD ojej biedna Petra, popadnie w kompleksy xD na jej szczęście powiedziała Leviowi, że jest nieswój, a nie, że chamski xDD a Levi to się chyba nie potrafi uśmiechać :P w ogóle zakrztusiłam się ze śmiechu, jak Oluo walnął w twarz Levia xD Teraz to nabrało znaczenia, w ogóle mi go nie żal, nawet nie pogardziłabym, gdyby Levi go pobił xD to by było nawet uzasadnione, bo z pewnością dotknął go brudną łapą xD ale najwyraźniej Eren nie chciał robić sobie zwady w oddziale xD a teraz ukochany cytat drugiej sceny – „I przestań tak na mnie patrzeć, bo jeszcze pomyślę, że na co dzień wyglądam jak idiota.” <3 <3 <3
Ta ich zbieranina na sposobie wpół zabicia Erena była piękna xD świetnie to zrobiłaś! Haha, Levi odpychający okularnice mnie bawi XD Biedna Hanji, ale oni to tacy kumple, że to pewnie dla nich niemal czułość, chociaż był wtedy w cele Erena… xD w ogóle Levi musi mieć zarąbisty wzrok, skoro Eren dał radę odczytać takie długie zdania z notatnika i z ostatniej ławki^^ a zaś Eren musi pewnie ładnie rysować – bo pamiętasz mema z zdolnościami artystycznymi Levia xD wgl, ja nie wiem dlaczego ty mu przerywasz obelgi, kumam Oluo, ale Żą? Miałaś takie szerokie pole do popisu, bo nawet jako Eren, to by nie było dziwne. W dodatku to Armin go powstrzymał! Chyba spodobał ci się ten motyw, kiedy Armin staje w jego obronie! XDDD
Dziwnie mi, bo gdy podesłałaś mi fragment Rivetry, to byłam taka zachwycona, a koniec końców okazało się, że to Eretra bardziej XDDD ale znowu nie było między nimi jakoś bardzo intymnie, więc dobrze xD trochę przykro, że prawdziwy Levi zachował się tak podle – dlatego wybaczam Petrze to dziecinne zachowanie z nadepnięciem stopy i pokazania mu języka, zasłużył sobie, bo do końca opowiadania jej tego w żaden sposób nie wynagrodził :P Tak z innej beczki – „Nie pukałby, gdyby wiedział, że będzie o tej porze siedzieć w jego pokoju z kimś, kto mimo wszystko nim nie był.” - czy to zdanie powinno tak brzmieć? Bo chyba to nie na początku powinno być wyrzucone :P w ogóle podobało mi się jak Eren czekał na cios kapitana, ale brud na ramieniu go uratował xDDDDD
Ach Hanji, wariatka, że ja nie wiem xD w ogóle nie wzięła pod uwagę rozterek związanych tą zmianą ciałami, ale choć pytanie o sikaniu wydawało mi się cholernie idiotyczne, to… no właśnie, ciekawe jak się z tym czuli xD w ogóle ona ciekawe kwestie poruszała :P sikanie, wzrost, wygląd… xD byłabym bardzo za specjalnym wywiadem na ten temat xD może to zabrzmi cholernie szczeniacko z mojej strony, ale sformułowanie „jebie mnie to totalnie” mega mi się spodobało, powiem tak bratu jak postanowi mi kiedyś zamarudzić xD
„Eren burknął coś pod nosem i chwycił wiadro z pomyjami.” – o, o, o! Pozwól, że będę zgadywać co sobie burczał, ekhm! „Może sam byś w końcu ruszył swoją posraną dupę, ty jebany wieprzu…” XDDDDD co prawda normalnie by mu tak nie powiedział, ale na pewno zapamiętał sobie uderzenie w twarz xD no i powrót do normalności, to musiało komicznie wyglądać, jak skakał wraz z kapitanem z radości xDD jebłabym jakby się jeszcze z nim okręcił xDDD
Tak na zakończenie dodam, że nienawidzę partówek, bo to co wyżej zaprezentowałaś mogłabym czytać i czytać <3
UsuńTakże no. Koniec. Smutno mi. Nie pozdrawiam, ale lubię cię. xD.